czwartek, 31 marca 2016

Warszawa przyłapana... w marcu 2016

Szum wokół wyburzenia (lub być może przeniesienia) pawilonu Emilia wywołał dyskusję na temat konieczności objęcia ochroną architektury zaliczanej do powojennego modernizmu. Grupa architektów, literatów, historyków sztuki, konserwatorów zabytków i varsavianistów skupionych w Towarzystwie Opieki nad Zabytkami oraz inicjatywach Tu Było, Tu Stało i Miasto Jest Nasze przedstawiła podczas debaty w Muzeum Sztuki Nowoczesnej 1 marca  list otwarty dotyczący ochrony powojennych zabytków Warszawy. Zbyt szybko znikają one w ostatnich latach z przestrzeni miejskiej. Niedawno wyrok podpisano na Uniwersam na Grochowie, Emilię, budynek, w którym mieści się klub Syreni Śpiew na Powiślu, a ostatnio mówi się także o Rotundzie. Ta ostatnia również 1 marca, szczelnie opatulona materiałem, bo dzień był chłodny, składała hołd Żołnierzom Wyklętym. W tle, spoglądając z budynku Uniwersalu, jak gdyby nigdy nic para popijała w uścisku coca-colę, jakby zupełnie nie wiedząc, że dni gmachu także są policzone, choć tego akurat najmniej żal. To enerdowski budynek typu Lipsk - jeden z tych, które geniuszem wyprzedziły Ikeę, bo przyjeżdżały do Polski gotowe, zapakowane w kontenery, do samodzielnego składania, a przy budowie szpikowano je przy okazji azbestem czy inną podobną trucizną. Szkoda jednak, gdyby przy okazji zburzono także Rotundę. Niestety miasto pnie się coraz bardziej w górę, a najczęściej parterowe lub co najwyżej dwu-trzypiętrowe modernistyczne budowle tylko zajmują drogie grunty w centrum stolicy. W ten sposób w miejscu pawilonu Chemii stanął koszmarny Witkac, a biały wysokościowiec na Placu Unii Lubelskiej zastąpił Supersam. 


Syreni Śpiew
Syreni Śpiew

Syreni Śpiew

Podczas gdy debatuje się nad architekturą z okresu PRL-u, niszczeją przedwojenne kamienice, często wpisane do gminnych ewidencji zabytków jak ta przy Waliców 14, wzniesiona w XIX w., która przetrwała getto, jednak w 1944 r. trafiona została goliatem i straciła cały front. Mieszkali w niej Władysław Szlengel, żydowski poeta i autor tekstów piosenek (pisał po polsku), który życie stracił w czasie powstania w getcie oraz Menachem Kipnis, śpiewak operowy, ale także fotograf, dziennikarz i etnograf, który także zmarł w getcie, choć z przyczyn naturalnych. Do lat dziewięćdziesiątych mimo ogromnych zniszczeń, mieszkali tam ludzie. Od 2012 r. kamienica (wraz z sąsiednimi o numerach 10, 12 i 17, które dalej są zamieszkane) znajduje się w gminnym rejestrze zabytków, a mimo to jest w opłakanym stanie.

Waliców 14

Waliców 14

Waliców 14

Waliców 14

W marcu po wielu latach zabiegów do rejestru zabytków trafiły wreszcie (wcześniej także znajdujące się w ewidencji gminnej): kamienica Lejba Osmosa przy Twardej 28, obecnie pustostan oraz przylegająca do niej kamienica przy Ciepłej 3 (wraz z oficyną i kapliczką stojącą na podwórku). Urodził się w niej ks. Skorupka poległy w czasie bitwy pod Osowem w 1920 r. Jeszcze w zeszłym roku miała nielicznych mieszkańców. Jak jest teraz, nie mam pojęcia, jednak niedawno została zamknięta brama prowadząca na podwórko - jedno z takich typowych warszawskich podwórek, które odchodzą już do lamusa. Lubiłam tam zaglądać, teraz zostało mi tylko podglądanie przez niewielkie okienko w bramie, przez które przełożony został łańcuch. Kapliczka ozdobiona jest zniczami, a na podwórku stoi samochód, więc chyba jednak dalej ktoś tam mieszka. Mam nadzieję, że wpis do rejestru zabytków uchroni to miejsce przed dewastacją.

Twarda 28/Ciepła 3

Ciepła 3

Ciepła 3

Cały kwartał ograniczony ulicami: Towarową, Al. Solidarności, Al. Jana Pawła II i Prostą to dla mnie jeden z najsmutniejszych kawałków Warszawy. Po wojnie zyskał miano Dzikiego Zachodu. Większa część tego fragmentu miasta uległa zniszczeniu. Zostały ostańce - m.in. wspomniane wyżej kamienice oraz infrastruktura poprzemysłowa - fabryka Norblina czy fabryka Duschik i Szolce, które dziś wyglądają praktycznie tak, jakby dopiero skończyła się wojna, a nawet gorzej, bo część Norblina niedawno wyburzono. Pamiętam jak jeszcze w czasach licealnych chodziłam do mieszczącego się w tym miejscu teatru Scena Prezentacje. Przedstawienia odbywały się w ceglanych fabrycznych halach. Dziś w resztkach fabrycznych zabudowań rozgościł się Bio Bazar, choć namioty, w których rozkładają się stoiska kompletnie nie przystają do tego miejsca.

Po drugiej stronie muru Norblina, Łucka przedstawia jeszcze bardziej opłakany widok. Waląca się kamienica, powojenny blok bez wyrazu i górujące nad tym wszystkim szklane wieżowce, które jakby czekają tylko, by zaatakować to zapomniane przez wszystkich miejsce. 

Łucka

Łucka

Łucka

Łucka

Łucka

Łucka

Małymi kroczkami nowoczesność wdziera się nie tylko między bloki socjalistycznego Osiedla Za Żelazną Bramą, ale i pomiędzy przedwojenne ostańce. Wiekowe kamienice przeglądają się w szklanych taflach współczesnych konstrukcji podpierając się jednocześnie na stalowych rusztowaniach, by się nie przewrócić.

Waliców

Grzybowska róg Waliców

W marcu w Warszawie znowu płonęły znicze i znów Pałac Kultury i Nauki oświetlony został barwami flagi, tym razem belgijskiej, po tym jak 22 marca terroryści za cel obrali sobie Brukselę. Czy to się kiedyś skończy? Tym razem fala solidarności z Belgią miała mniejszą skalę niż po listopadowych zamachach w Paryżu. Nasunęła mi się jednak refleksja, że jakoś po niedawnych wybuchach bomb w Ankarze, czy w Stambule nikt nie pomyślał o tureckich barwach, wymagamy natomiast pomocy Turcji w zatrzymaniu fali uchodźców wciąż napływających do Europy... Jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe podświetlanie budynków kolorami flag jednych państw dotkniętych terroryzmem, a innych, które borykają się z tym samym problemem już nie. Podałam Turcję jako przykład nie bez powodu, bo dla Polaków (i pewnie dużej części Europy także) Turcja nie jest jakimś odległym krajem jak np. Nigeria. To popularny kierunek wakacyjny naszych rodaków, a Stambuł jest jednym z chętniej odwiedzanych miast przez blogerów podróżniczych. Poza tym teraz akurat Turcja jest Europie bardzo potrzebna, a Europa nie potrafi się odwdzięczyć nawet głupimi światłami. Smutne to.

Plac Zbawiciela - Kościół Najświętszego Zbawiciela

Wielkanoc nie była na ulicach, w sklepowych witrynach zbyt zauważalna. Byłam jednak mocno zaskoczona, gdy w Niedzielę Zmartwychwstanie Pańskiego wracając ze świątecznego śniadania u rodziców spostrzegłam, że McDonalds przy Kopernika nie dość, że jest otwarty, to jeszcze pełny! Traktem Królewskim wędrowało mnóstwo spacerowiczów, może turystów, może warszawiaków pragnących na chwilę oderwać się od wielkanocnego stołu. Sporo moich znajomych wyjechało na ten świąteczny czas za miasto, by nieco odpocząć, pozwiedzać. Mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o turystykę w czasie świat (wliczając w to także Wszystkich Świętych). Jeśli jedzie się z całą rodziną to ok, ale nie umiem traktować tego czasu jako zwykłego, kolejnego przedłużonego weekendu. Mamy w Warszawie jednych i drugich rodziców, dziadków naszych dzieci, więc póki żyją, to jednak wybieram to siedzenie przy stole z nimi i ewentualnie spacer dookoła bloku. Może jestem staroświecka, może jestem tradycjonalistką, ale dla mnie święta to święta. Mimo wszystko wolę dwa razy w roku usiąść z rodziną przy stole w domu, a za miasto wyjechać razem na inny weekend. Sporo ludzi mówi, że wyjeżdżają, bo nie są wierzący i święta nie są dla nich ważne z religijnego punktu widzenia. Przez dziesięciolecia musieliśmy opierać się próbom wykorzenienia z nas wiary i mam wrażenie, że paradoksalnie w tamtych złych czasach ludzie bardziej szanowali i wiarę, i tradycję, także w opozycji do władzy. Wiara jest sprawą indywidualną, ale niedobrze, że odchodzimy od tradycji, bo to ona kształtuje naszą tożsamość, co jest szczególnie ważne wobec napływu do Europy muzułmańskich uchodźców, bardzo oddanych swojej religii. Część Europy borykała się już z muzułmańskim panowaniem trwającym niemal 400 lat. Skutki odczuwamy do dzisiaj, choćby na terenie dawnej Jugosławii. Wielkanoc to czas szczególny, gdy bardziej niż kiedykolwiek powinniśmy czuć się chrześcijanami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz