wtorek, 31 maja 2016

Warszawa przyłapana... w maju 2016

Rotunda znowu się przebrała, tym razem upamiętniając Konstytucję 3 Maja. Trochę mi to przypomina podświetlanie Pałacu Kultury i Nauki po zamachach terrorystycznych, gdy przywilej ten dotyczył niektórych tylko krajów. No bo czy Bohaterowie Warszawskiego Getta, albo Powstańcy Śląscy mniej zasługują na pamięć niż Żołnierze Wyklęci, Maria i Lech Kaczyńscy, czy nawet pierwsza konstytucja w Europie? Można przecież częściej zmieniać te płachty, skoro już muszą tę biedną Rotundę zasłaniać. Ciekawe, jakie ważne wydarzenie w czerwcu dostąpi tego zaszczytu...



Głośno było w maju o otwarciu nowego wieżowca - Warsaw Spire, tego samego, którego nieoszkloną jeszcze konstrukcję zdobił neon Kocham Warszawę. Neon wrócił, ale teraz jest ruchomy i wyświetlany naokoło wysokościowca, ale wygląda to dużo gorzej. U stóp budynku powstał Plac Europejski (nazwa nieco wydumana jak dla mnie). W założeniu ma być nowym kulturalnym centrum Woli. Aranżacja przestrzeni jest niewątpliwie ciekawa (z fontanną i artystycznymi instalacjami), choć sam plac wydaje mi się miejscem sztucznym. Graniczy z ostańcem przy Grzybowskiej, na którym powstały dwa nowe murale - jeden wcale nie byle jakiego autorstwa, bo Rafała Olbińskiego. Według mnie jest on zbyt "wylizany", jak zapewne powiedziałby Witkacy. I nijak nie nawiązuje do charakteru Woli. W dodatku kamienica od placu oddzielona jest witrynami ekspozycyjnymi, które przypominają nieco... pisuary. Ja jednak wolę Chłodną jako kulturalną stolicę Woli i miejsce do przesiadywania wieczorami... Ale być może sąsiedztwo placu sprawi, że ostaniec przy Grzybowskiej nie zostanie zniszczony, co czeka prawdopodobnie położoną niedaleko kamienicę przy Łuckiej, która w samym tylko maju kilkakrotnie płonęła. Ktoś się na nią strasznie zawziął, ale przetrwała wojnę i nie poddaje się także teraz. To najdzielniejszy pustostan w całej Warszawie!









Teraz będzie trochę prywaty, bo w czasie majówki, tej drugiej, odwiedzili nas goście z wielkopolskiego Leszna. To była ich kolejna już wizyta w Warszawie, więc poza udziałem w procesji Bożego Ciała w Łowiczu nie musiałam im pokazywać głównych atrakcji turystycznych. Tym razem na początek wybraliśmy się do ogrodów BUW. W samej bibliotece można zobaczyć fotografie poświęcone uchodźcom wciąż napływającym do Europy. Uniwersytet właśnie świętuje swoje dwustulecie, co zostało zaakcentowane także w ogrodach. O tej porze roku jest tam soczyście zielono, winorośle oplatają filary i choć to ścisłe centrum miasta, to jednak jest cicho, spokojnie i niezbyt tłoczno.





Coś takiego znalazłam na Mariensztacie

Potem ruszyliśmy na Podzamcze, bo w czasie spaceru nauczyłam się trzech rzeczy: że dzieci biegają, a nie chodzą, brudzą się z prędkością światła, ale zawsze przecież potem mogą się wykapać w fontannie... Lub zrobić selfie z fontanną.



Stamtąd już blisko na bulwary nad Wisłą. Niespecjalnie je lubię, ale to stosunkowo najnowsza warszawska atrakcja, a teraz dodatkowym powodem, by się tam wybrać jest prezentowana wcześniej m.in. w USA i wielu krajach Europy wystawa Cool Globes Warsaw, która ma promować ochronę środowiska i konieczność zapobiegania globalnemu ociepleniu. Na bulwarach stanęło 16 kolorowych globusów wykonanych przez artystów z całego świata, niektóre z surowców wtórnych np. puszek, czy plastikowych zakrętek. Wystawa od 10 lat podróżuje po świecie. Nie wiem, czy osiągnęła swój cel, bo poza tym, że ludzie chętnie przystają i fotografują się na tle barwnych kul ziemskich, to nie widziałam, by skłaniały do refleksji. Ot, kolejna miejska ciekawostka.






Dla mnie dużo bardziej interesującym i bliższym przemyśleniom na temat ochrony środowiska miejscem był Ogród Botaniczny w Powsinie, który odwiedziliśmy następnego dnia i w którym, wstyd się przyznać, byłam pierwszy raz. Genialna jest ekspozycja roślin górskich (z Tatr, Beskidów i Pienin), którą można podziwiać wędrując specjalnie przygotowanym górskim szlakiem. Chłopcy zaczęli się wahać, czy aby na pewno chcą jechać w tym roku nad Morze Czarne, czy może raczej dać się rodzicom namówić na kilka górskich wycieczek po sudeckich ścieżkach. 









Jednak najbardziej oszołamiające wrażenie robią kwitnące właśnie teraz rododendrony. Zawsze chciałam tu przyjechać zobaczyć magnolie, ale gdy ujrzałam rododendrony w chyba wszystkich możliwych kolorach, mieniące się w ostrym słońcu, po prostu oniemiałam. Jakieś mocno zapóźnione magnolie ku mojej radości też znalazłam. I choć teraz kwitną także bratki, irysy i niektóre róże, to jednak przy drzewach i krzewach o imponujących kwiatach wypadają blado. Konkurencją mogą być szklarnie z roślinnością egzotyczną, ale gdy żar leje się z nieba, to duszna szklarnia przegrywa ze zraszaczem do trawy...









Przedłużony weekend nastroił mnie wakacyjnie, choć przyniósł nowe dylematy: morze czy góry? Rumunia i Bułgaria czy czeskie i polskie Sudety? 

(foto: iza & pwz)

2 komentarze:

  1. Ciekawie jest zobaczyć "swoje" miejsca w cudzym oku-obiektywie. Inspirujące. A o globusach nad Wisłą nawet nie słyszałam, trzeba zobaczyć...
    pozdrawiam,
    m.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ilu ludzi, tyle spojrzeń, bo każdy z nas dostrzega inne szczegóły i to jest bardzo fajne.

      Usuń