Do pełnej godziny pozostała mniej niż minuta, gdy wjechaliśmy na most. Za nami wtoczyło się jeszcze tylko jedno auto, a potem usłyszeliśmy już tylko dźwięk syreny, który oznajmiał, że most, jak tylko z niego zjedziemy, podniesie się, zrobi obrót i ustawi się poziomo do lądu wypuszczając żaglówki z portu w stolicy Lefkady. Mieliśmy szczęście, inaczej na przeprawę musielibyśmy czekać w dość sporej kolejce jakiś kwadrans lub dłużej.
Most ma zaledwie 50 m długości. Tyle dzieli Lefkadę od stałego lądu. Nosi nazwę Agia Mavra vel Santa Maura, tak samo jak twierdza, która od strony stałego lądu strzeże dostępu do wyspy. Nic dziwnego, że gdy Wenecjanie zajęli Epir, a wraz z nim północne Wyspy Jońskie, postanowili w tym najwęższym miejscu wznieść potężną fortecę broniącą przeprawy na Lefkadę. Podobne budowali w innych strategicznych miejscach regionu.
Pierwotnie znajdowało się tu miejsce kultu Afrodyty. Pierwszą twierdzę na przełomie XIII w. i XIV w. wzniósł sycylijski władca, hrabia Jan (Giovanni) I Orsini, który w tym czasie zarządzał już Kefalonią i Zakhyntos. Ożenił się z córką ówczesnego władcy Epiru, Nicefora I Angelosa Dukas Komnena, która wniosła Lefkadę w posagu. Rodzina Orsini utraciła wyspę w 1331 r. Przeszła ona wraz z zamkiem we władanie Wenecjan. Wówczas, w okresie największej świetności, wewnątrz murów znajdowało się całe niewielkie miasto, z którego dziś pozostały już tylko ruiny.
Pod koniec XV w. twierdzę opanowali Turcy. Sułtan Bajazyd II po raz pierwszy połączył ją z Lefkadą mostem składającym się z 360 modułów mocowanych na palach. Most potrzebny był, by zbudować wodociąg. Niestety uległ zniszczeniu podczas jednego z trzęsień ziemi, które na tym terenie zdarzają się dość często (ostatnie w listopadzie 2015 r.).
Ok. 1500 r. Wenecjanie na krótko odzyskali zamek i odtąd pozostawał on raz pod patronatem weneckim, raz tureckim w zależności od zawieranych rozejmów i traktatów pokojowych. Na 1684 r. datuje się płaskorzeźbę z wizerunkiem lwa będącego symbolem Wenecji, dziś już prawie niewidoczną, umieszczoną nad bramą zamku.
W latach 1800-1807 Lefkada wchodziła w skład Republiki Siedmiu Wysp (wraz z Korfu, Kefalonią, Zakhyntos, Itaką, Paxos i Kithirą) cieszącej się względną autonomią na mocy porozumienia turecko-rosyjskiego, a następnie dostała się pod panowanie Brytyjczyków, którzy znacznie zmodernizowali twierdzę. Niestety zniszczył ją pożar w 1888 roku. Mimo odbudowy, nie odzyskała już dawnej świetności służąc m.in. przez jakiś czas jako obóz dla uchodźców. Dzieła zniszczenia dokonały włoskie bombardowania podczas II wojny światowej. Mimo upływu czasu i tylu zniszczeń, forteca wciąż robi imponujące wrażenie i uchodzi za jeden z najbardziej interesujących obiektów obronnych na terenie całej dzisiejszej Grecji.
Tyle historia. Twierdza wzniesiona została na planie nieregularnego siedmioboku, z basztami w każdym narożu. W jej obrębie znajdowały się koszary, składy amunicji, szpital, domy mieszkalne, a także kościół Agia Mavra, od którego cały kompleks wziął nazwę, do dziś zachowany w niezłym stanie. W mury wkomponowana jest dzwonnica, zaś samo wnętrze świątyni znajduje się nieco niżej. Oświetlane jest naturalnym światłem doprowadzanym przez otwór w suficie. Podobne rozwiązanie zastosowano także w innych pomieszczeniach. W czasach panowania osmańskiego kościół zamieniony został na meczet, dziś znów pełni funkcje sakralne. Z pozostałych budynków niewiele się zachowało.
Po Wenecjanach pozostała także... armata. Można na niej zobaczyć nazwisko producenta: Carlo Carmozzi, Bergamo. Nie jest jedyną wewnątrz kompleksu. Kilka stoi na murach, jakby wciąż strzegły Lefkady przed wrogiem, choć dziś odwiedzają ją głównie całkiem pokojowo nastawieni turyści. Z murów roztacza się piękny widok na lagunę Divari oraz leżące nad nią miasto Lefkada.
Współczesnym akcentem jest latarnia morska, bowiem tuż przy twierdzy swój początek ma kanał, którym wpływa się do portu w Lefkadzie.
Choć współcześnie zamek porosła już trawa, to jednak w miejscach takich jak to szczególnie dobrze widać historyczne zawirowania, jakie targały Wyspami Jońskimi oraz kolejne, zmieniające się protektoraty, które swoje ślady pozostawiły nie tylko w architekturze, ale i, co ciekawe, w kuchni regionu. Niespieszne zwiedzanie zajmuje ok. 1 godz. Trzeba tylko pamiętać, by zdążyć zanim zamkną most!
Wstęp jest płatny - 2 euro od osoby dorosłej, dzieci bezpłatnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz