środa, 23 sierpnia 2017

Karia. W sercu Lefkady

Wieczorem zaczął wiać wiatr. Pomyślałam sobie: co za ulga dla ciała wystawionego przez cały dzień na palące promienie słońca. Ale w nocy usłyszałam trzaskające okiennice, a podmuchy zaczęły się gwałtownie wzmagać. Rano wszystko jakby nieco przycichło, jednak gdy poszliśmy na plażę, okazało się, że fale są tak wysokie, że o wejściu do morza nie było mowy. Andreas, nasz gospodarz, wyjaśnił nam, że to na wyspie całkiem normalne zjawisko i że po bardzo upalnych dniach, jakimi przywitała nas Lefkada, przychodzi kilka dni wietrznych.

Skoro z plażowania nici, postanowiliśmy pojechać w głąb wyspy, w góry. Samochodowa nawigacja poprowadziła nas wąskimi, niemal nieuczęszczanymi malowniczymi drogami. Im wyżej wjeżdżaliśmy, tym bardziej otaczały nas niezbyt przyjemne chmury, a temperatura powietrza obniżała się z każdym metrem. Przejeżdżaliśmy przez senne wioski, mijając metalowe ażurowe wieże kościołów, podobne do tych, które już wcześniej widziałam w mieście Lefkada, stolicy wyspy.  Aż wreszcie na zboczach masywu Stavrota naszym oczom ukazało się większe skupisko domów o czerwonych dachach - Karia, cel naszej podróży.



Miejscowość nie jest duża. Mieszka w niej na stałe około tysiąc osób. Aż trudno uwierzyć, że jest drugą co do wielkości po stolicy wyspy. I jednocześnie najstarszą na Lefkadzie. Jej centralny punkt stanowi spory plac, gdzie pod siedmioma rozłożystymi platanami ustawiono restauracyjne i kawiarniane stoliki. Zajmują prawie całą przestrzeń i należą do kilku okolicznych lokali. Mi od razu wpadła w oko tawerna Pardalo Katsiki, która jako logo ma rysunek sympatycznego czarnego kozła. Nie bez przyczyny, bowiem specjalnością zakładu jest fantastyczne kozie mięso duszone w pergaminowych saszetkach. Obrusy zaś przypięte są do stolików... drewnianymi spinaczami, takimi, jakimi dawniej przypinało się pranie. To zabieg niezbędny, bowiem w tak wietrzny dzień obrusy zwyczajnie by fruwały i jednocześnie nadający stołom nieco bardziej nowoczesny wygląd niż zwyczajne metalowe klipsy. W ogródku zaś dostępne są koce do okrycia się! Chłopaki bardzo chętnie z nich skorzystali, kiedy czekaliśmy na obiad. Gdy wyruszaliśmy z wybrzeża, było ciepło mimo wiatru i kompletnie nie spodziewaliśmy się, że 14 km dalej, bo tyle dzieli Karię od miasta Lefkada, temperatura będzie o kilkanaście stopni niższa, więc zupełnie nie byliśmy na to przygotowani.






Plac otaczają kamienne domy. Po ich ścianach pną się zielone winorośle. W budynkach w ścisłym centrum rozgościły się, oprócz gastronomii, sklepy z pamiątkami (głównie wyroby z drzewa oliwnego oraz serwetki z charakterystycznym dla tego regionu haftem karsaniko, o którym opowiem jeszcze za chwilę) oraz galerie z malarstwem i ikonami. Warto wejść w odchodzące od rynku wąskie uliczki, po których leniwie włóczą się koty, by tam znaleźć ciszę i spokój.








W miasteczku nie ma spektakularnych zabytków. Do najważniejszych przewodniki zaliczają oczywiście kościoły, których jest tu kilka. Ten najbliżej głównego placu to kościół Agios Spirydion (święty jest patronem Karii). Wzniesiony został w 1889 r. Posiada charakterystyczną dzwonnicę z zegarem.




Nieco dalej od centrum stoi inny, niewielki kościółek, a tuż za nim mieści się prywatne miejscowe Muzeum Folklorystyczne (wstęp 1,5 euro od osoby dorosłej, dzieci do 11 roku życia bezpłatnie) poświęcone postaci Marii Koutsohero (1860-1948), która uważana jest za matkę haftu karsaniko, choć życie dość mocno ją doświadczyło. Jako mała dziewczynka niefortunnie upadła i doznała skomplikowanego złamania, które wymagało amputacji dłoni. W wieku 19 lat, gdy pracowała w polu miała objawienie, które mimo niepełnosprawności kazało jej zająć się haftem i nauczyć tego rzemiosła inne dziewczęta we wsi. Ludzie początkowo byli temu bardzo niechętni, ale ostatecznie charakterystyczny ścieg karsaniko stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych produktów wioski. Jego technika jest pilnie strzeżoną tajemnicą, gdyż karsaniko różni się całkowicie od innych rodzajów haftu i jest przekazywana jedynie z matki na córkę.





Jednak położona na wysokości 500 m n.p.m. Karia znana jest nie tylko z haftowanych serwetek. Cały obszar płaskowyżu Englouvi słynie z uprawy soczewicy, choć dziś rolników trudniących się tym zajęciem jest coraz mniej. Na okolicznych zboczach uprawia się także winorośle, z najbardziej charakterystycznym dla wyspy czerwonym szczepem vertzami, z którego wina miałam okazję skosztować w winnicy w okolicach leżącej na południu wyspy Sivoty, o której jeszcze opowiem w oddzielnym poście.






Wizyta w Karii pozwoliła naszym oczom odpocząć od błękitu morza i nasycić je bujną zielenią. Miejscowość jest naprawdę malowniczo położona i jest idealnym miejscem na spędzenie leniwego popołudnia oraz skosztowanie nieco innych dań kuchni greckiej niż serwowane nad morzem.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz