środa, 21 sierpnia 2019

Telegraf Bistro & Cafe. Pyszne miejsce w Żyrardowie (zamknięte)

Sami o sobie mówią, że są rodzinnym bistro. Słowa restauracja unikają zapewniając, że to nie ich kierunek. A jednak niejedna restauracja, także z Warszawy, czy z innych większych i bardziej turystycznych miast, mogłaby się od nich sporo nauczyć!

Nazwa nie jest przypadkowa. Dawniej cały parter kamienicy przy ul. 1-go Maja 54, jednej z głównych arterii Żyrardowa, zajmowała poczta. W tej części, gdzie teraz znajduje się Telegraf, kiedyś mieścił się telefaks i rozmównice międzymiastowe. I choć dziś, w dobie telefonii komórkowej i satelitarnej, trudno to sobie wyobrazić, to ja pamiętam jeszcze te czasy. I olbrzymie napisy nad wejściami do urzędów pocztowych: POCZTA-TELEGRAF-TELEFON (bo aż do 1991 r. tak właśnie, Polska Poczta, Telegraf i Telefon, nazywało się państwowe przedsiębiorstwo, które obsługiwało zarówno usługi pocztowe, jak i telekomunikacyjne). Z tamtą epoką i historią tego miejsca świetnie koresponduje szyld nad wejściem do lokalu. Gości wita bowiem stonowana, nie szpecąca elewacji budynku z czerwonej cegły, tablica z nazwą Telegraf Bistro & Cafe.




Lubię miasta postindustrialne, w których dawne miejsca użyteczności publicznej, czy to pofabryczne kompleksy jak te w Łodzi, czy jak tu, spadek po urzędzie pocztowym, dostają nowe życie, nowe przeznaczenie i ducha współczesności. Lubię miejsca z pomysłem na siebie, a takim bez wątpienia jest Telegraf.

Urzekł mnie już niewielki ogródek przed wejściem. Miejsca jest tu niewiele, ale zagospodarowano je z pomysłem. Kilka stolików i fotele w dwóch kolorach ustawiono jeden obok drugiego wzdłuż chodnika, nad nimi zawieszono nie rzucające się w oczy parasole. Żadnych płotków, żadnych logotypów producentów napojów, a zamiast tego kwiaty w doniczkach i czarne tablice z wypisanym kredą menu. Właśnie tak jak lubię najbardziej. To jedno z takich miejsc, które zachęcają, by po całym dniu zwiedzania przycupnąć na kawę. Niestety na obiad dla czteroosobowej rodziny stoliczki na zewnątrz są ciut za małe.




Wewnątrz nie ma żadnych nawiązań do funkcji, jaką pełniły kiedyś pomieszczenia. Wręcz przeciwnie, jest przytulnie, tak po domowemu, jakby właściciele odgonić chcieli wspomnienie bezdusznego urzędu. Do wyboru są stoły z wygodnymi krzesłami lub fotele i kanapy, dla tych, którzy chcą się zrelaksować. Na większości stolików stoją tabliczki z godzinami rezerwacji. Ponoć w weekendy bez niej ciężko tu o wolne miejsce. Na szczęście o 13:00 jest jeszcze prawie pusto, choć lokal otwarty jest od godz. 10:00, bo serwuje także śniadania.



Karta jest dość krótka, uzupełniają ją dania dnia wypisane na tablicy na zewnątrz. Menu oparte jest na produktach sezonowych, więc teraz królują w nim głównie warzywa i owoce. Wszystkie potrawy przygotowywane są tuż przed podaniem ze świeżych składników. Kuchnia nie używa gotowych przypraw, produktów przetworzonych, frytury, czy kuchenki mikrofalowej do podgrzewania przygotowanych wcześniej dań. I to jest tajemnica sukcesu tego miejsca. Swoje robi też marketing szeptany, bo gdy w internetowych grupach poświęconych gastronomii pada pytanie o Żyrardów, Telegraf polecany jest najczęściej. Zupełnie mnie to nie dziwi!

Zdecydowaliśmy się na trzy przystawki: krewetki w sosie z białego wina z pieczywem (21 zł), grzanki z pesto (6 zł) i hummus z młodymi burakami, kiełkami, marynowaną cebulką i orzechami włoskimi serwowany z pałeczkami grissini (24 zł). Hummus świetnie komponował się z tymi dość nietypowymi dodatkami, a sos spod krewetek był tak pyszny, że dzieciaki prosiły o dodatkowe pieczywo, by go zjeść do końca!





Chłopcy na tyle zadowolili się przystawkami, że zupy zamówiliśmy tylko my z Piotrem - ja zupę dnia, gulaszową (18 zł), Piotr chłodnik z karty (14 zł). Obie były przepięknie podane, szczególnie chłodnik udekorowany plasterkami rzodkiewki, liśćmi botwinki i gałązkami szczypiorku. Smakował tak jak ten, który pamiętam z rodzinnego domu. Zupa gulaszowa była natomiast niezwykle sycąca, choć dla mnie mogłaby być nieco bardziej pikantna.




Podczas gdy my skupiliśmy się na posiłku, dzieciaki przyniosły do stolika planszówki, bo Telegraf jest bardzo przyjazny najmłodszym, więc ma też oczywiście kącik dla dzieci, gdzie maluchy w różnym wieku znajdą coś dla siebie. Przyznam, że i ja wkręciłam się w układanie piramidy z krzeseł w grze Mistakos!

Największy problem mieliśmy z daniami głównymi. W karcie prym wiodą makarony, jest kilka sałatek, zaś wybór czegoś bardziej obiadowego jest niewielki. Ostatecznie stanęło na faszerowanym bakłażanie (27 zł) dla mnie, polędwicy wieprzowej na puree z zielonego groszku, z fasolką szparagową, cukinią i kurkami (39 zł) dla Andrzeja, piersi z kurczaka z kluseczkami gnocchi i sezonowymi warzywami z menu dziecięcego (25 zł) dla Jerzyka i sałatce z młodymi ziemniakami, jajkiem sadzonym, czosnkiem, pesto bazyliowym, rzodkiewkami, pomidorkami cherry i pancettą oraz jogurtem (25 zł) dla Piotra. 

Dostałam dwie połówki bakłażana z nadzieniem z kaszy kuskus, cebuli i pomidorów, posypane pokruszonym serem feta i pięknie udekorowane gałązkami czerwonej porzeczki, dodatkowo z jogurtem w oddzielnej miseczce (można zamówić także wersję vegan bez fety i jogurtu, wówczas jest o 2 zł taniej). Nie wiem, czy danie lepiej smakowało, czy wyglądało! 



Andrzej zjadł ze smakiem mięso i grzyby oraz puree z groszku, ale wielkość porcji nieco go przerosła. Podobnie zresztą Jerzyka, bo porcje z menu dziecięcego wcale nie są mniejsze niż dorosłe, za to wśród warzyw znaleźć można ekologiczną marchewkę.




Sałatka Piotra okazała się natomiast fantastycznym, lekkim sezonowym daniem, jednym z najsmaczniejszych w karcie.



I mimo że byliśmy już solidnie najedzeni, to nie mogliśmy oprzeć się deserom! Choć jestem typem, który ze słodyczy najbardziej lubi śledzie, to jednak rzut oka do lodówki z ciastami wystarczył, bym całkiem skapitulowała przed słodkościami. Dzieciaki wzięły bezę oraz tartę leśny mech, ja zaś fantastyczny sernik cytrynowy z bezą (ceny ciast 12-16 zł, oferta jest zmienna). 





Wyszliśmy bosko nakarmieni. Kiedyś słowo bistro oznaczało raczej bar, gdzie można było zjeść coś na szybko. Dziś ta nazwa wraca do łask, ale już w nieco zmienionym, lepszym znaczeniu. Współczesne bistra, bardziej przypominające te francuskie, to niewielkie lokale, w których panuje luźna, rodzinna atmosfera i klimat slow food. I takim właśnie miejscem jest Telegraf Bistro & Cafe. Tu nikt się nie spieszy, a każdy posiłek jest przygotowywany z niezwykłą starannością. Oznacza to, że czasem na zamówione danie trzeba poczekać nieco dłużej, wszak przyrządzane jest przecież ze świeżych produktów bezpośrednio przed podaniem i być może wszyscy przy stoliku nie dostaną swojego zamówienia jednocześnie, bo różny jest czas wykonania poszczególnych dań. Poza tym kuchnia w Telegrafie ma w ciągu dnia dwie piętnastominutowe przerwy, więc czas oczekiwania może się wówczas nieco wydłużyć. Pamiętajcie o tym wszystkim odwiedzając Telegraf, a unikniecie niepotrzebnych nerwów. Nagrodą jest wyśmienity posiłek i przesympatyczna obsługa kelnerska. Duże miasta wcale nie mają monopolu na świetną kuchnię. Czasem mniej znaczy więcej!

Telegraf zakończył działalność w marcu 2022 r. Po niemal dwumiesięcznym gruntownym remoncie, Ewa i Marek otworzyli w tym samym lokalu kawiarnię o nazwie spalona. (w nazwie na końcu jest kropka), ale niestety i ona, po nieco ponad roku funkcjonowania, została zamknięta w lipcu 2023 r.

Telegraf Bistro & Cafe / spalona.
ul. 1-go Maja 54
Żyrardów

2 komentarze:

  1. Zdecydowanie się zgadzam z opinią. To ukochane miejsce moje i mojego męża. Pysznie.

    OdpowiedzUsuń