piątek, 5 sierpnia 2022

Spalona. Kto kochał Telegraf w Żyrardowie, pokocha i spaloną. (zamknięte)

Mam pewną słabość. Bardzo przywiązuję się do miejsc. Gdy więc pod koniec ubiegłego roku Internet obiegła informacja, że działalność kończy jedna z naszych najukochańszych restauracji, Telegraf Bistro & Cafe w Żyrardowie, zrobiło mi się potwornie smutno. Na szczęście prowadzący Telegraf, Ewa i Marek, jednocześnie z informacją o jego zamknięciu ogłosili, że szykują zupełnie nowy projekt, więc od początku śledziłam narodziny kolejnego miejsca na gastronomicznej mapie Żyrardowa.

Ostatecznie po krótkim remoncie w miejscu Telegrafu otwarto lokal o nazwie spalona. (w nazwie na końcu jest kropka).  



Z dotychczasowych dwóch sal została jedna, wystrojem nawiązująca do tej w Telegrafie (jest nawet zdobiący ją wcześniej neon), jednak o bardziej surowym, minimalistycznym dizajnie przywodzącym na myśl stylistykę skandynawską. I nie jest to wcale nieuzasadnione skojarzenie, bowiem inspiracją do stworzenia spalonej. były podobne miejsca w Kopenhadze.



Założenie jest takie, by wpadało się tu głównie na słodkości i kawę. Dania wytrawne mają być tylko uzupełnieniem i zamykać się w krótkiej sezonowej karcie.


Po raz pierwszy zajrzeliśmy do spalonej. tuż po otwarciu, w czasie majówki, ale wówczas nie zostaliśmy dłużej, bo chłopaki szukali czegoś na większy głód, tymczasem w tamtym czasie karta była naprawdę bardzo krótka: jedna zupa i dosłownie kilka małych dań jak burrata, gravlax, kanapka z awokado, focaccia z dodatkami, czy jeden rodzaj makaronu z pesto.

Trzy miesiące później proporcje pomiędzy wypiekami, a daniami wytrawnymi powoli przechylają szalę na rzecz tych drugich. Gdy odwiedziliśmy spaloną. tydzień temu były już do wyboru dwie zupy, kilka mniejszych dań, w tym gravlax, o którym za chwilę więcej, dwa makarony, a nawet burger i schabowy. Czuję w tym ducha dawnego Telegrafu i wybaczcie, że moje wrażenia obarczone są porównaniami, ale tego niestety w przypadku takich zmian nie da się uniknąć.

Spalona. czynna jest od czwartku do niedzieli. Menu na każdy tydzień jest inne. Wszystkie dania przygotowywane są na bazie sezonowych świeżych produktów od lokalnych producentów. W większości to bardzo proste potrawy złożone z zaledwie kilku składników, ale podane w sposób nowatorski, z pazurem, choć niektóre od razu przywodzą na myśl domową kuchnię z różnych zakątków Europy.

Ostatecznie zdecydowaliśmy się na trzy dania z karty wytrawnej i cztery desery.

Na pierwszy ogień poszedł chłodnik z botwiny z sałatką z ogórka i rzodkiewki oraz z olejem koperkowym i jajkiem sześciominutowym (19 zł). Zupa serwowana jest w modnej w ostatnim czasie formule - w talerzu dostaje się sałatkę i jajka na półtwardo, zaś sama zupa nalewana jest przez obsługę z karafki. Jest niezbyt gęsta, właściwą konsystencję uzyskuje dopiero po wymieszaniu z rzodkiewką i ogórkiem. I smakuje wyśmienicie!


Drugim wyborem był gravlax serwowany na sałacie z cytrusami oraz z dymką, porzeczką i koprem, w sosie miodowo-musztardowym wraz z focaccią i masłem (36 zł). To danie idealne na upalne dni. Genialnym pomysłem jest podawanie łososia na plastrach cytrusów (cytryna, pomarańcza i grejpfrut), co nadaje całej potrawie lekkości, nie wspominając już o tym, że sok z tych owoców fantastycznie komponuje się z rybą. Sam łosoś jest przyrządzony idealnie i okraszony fantastycznym sosem. Focaccia zaś wypiekana jest na miejscu, więc jest niezwykle świeża.


Ostatnią pozycją z tej części karty było chicchie w sosie pomidorowym z parmezanem (28 zł). To miniaturowe kluseczki kształtem przypominające gnocchi z przepysznym domowym sosem pomidorowym i parmezanem. Jak u włoskiej mamy. Danie przypadnie do gustu nie tylko dorosłym, ale i dzieciom.


Wszystko było wyśmienite i znów nie mogę się niestety oprzeć porównaniu - tak dobre jak w Telegrafie.

Teraz kilka słów o słodkościach, bo to przecież one grają tu pierwsze skrzypce.

W ofercie, oprócz dutch baby, który znajdziecie w karcie, są zarówno ciasta na kawałki, jak i rozmaite małe formy cukiernicze: drożdżówki (o tej porze roku na czele z jagodziankami), galette, tartaletki i mnóstwo innych. Wszystkie są wyłożone w eleganckiej witrynie na wprost wejścia.

Zdecydowaliśmy się na tartę czekoladową z malinami (16 zł), świetne kwaskowe galette z rokitnikiem i morelą (14 zł), tartaletkę z budyniem i borówką amerykańską (20 zł) i absolutnie fenomenalnego ptysia z nadzieniem pistacjowym (15 zł), w którym biszkopt po brzegi wypełniony był przepysznym kremem pistacjowym.





Siedząc przy stoliku kątem oka obserwowałam Ewę krzątającą się przy blasze z jagodziankami, które za chwilę miały trafić do piekarnika. Gotowa byłam poczekać aż wystygną i wziąć na wynos, szczególnie że nazajutrz miałam mieć gości, ale okazało się, że... wszystkie zostały już sprzedane! To chyba jest wystarczającą rekomendacją dla jakości tutejszych wypieków!

Odniesień do Telegrafu nie sposób uniknąć. Ja powiem tylko tyle, co w tytule wpisu: jeśli kochaliście Telegraf, pokochacie i spaloną. My będziemy wracać.

Niestety nie dane nam było odwiedzić spalonej. kolejny raz, bowiem kawiarnia zakończyła działalność w lipcu 2023 r. Ja potwornie nie lubię dodawać tych nawiasów z informacją, że zamknięte, szczególnie w przypadku miejsc takich jak to, o ugruntowanej i zasłużonej renomie. W ostatnich internetowych wpisach Ewa i Marek napisali jednak, że w ich głowach kiełkują już nowe pomysły, więc być może za jakiś czas Żyrardów zyska kolejny wart odwiedzenia lokal. 

spalona.

ul. 1-go Maja 54

Żyrardów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz