czwartek, 30 kwietnia 2015

Warszawa przyłapana... w kwietniu 2015

Uświadomiłam sobie niedawno, że za chwilę kończą się dwie wystawy, które chciałam zobaczyć, a stale nie było na to czasu. Dzięki temu miałam bardzo kulturalną końcówkę miesiąca! Choć Olga Boznańska nigdy nie należała do czołówki moich ulubionych malarzy, to jednak mieć pod nosem w Muzeum Narodowym wystawę i nie pójść? Mieliśmy z chłopakami farta, bo staliśmy do kasy tylko pół godziny, ale i tak przed obrazami było tłoczno. Nie miałam zatem szczęścia przekonać się do twórczości Boznańskiej, bo dłuższe zadumanie się przed jakimkolwiek dziełem nie wchodziło w grę. A jak wychodziliśmy z wystawy, to kolejka stała już na zewnątrz... Zupełnie nie wiem, jak ci biedni ludzie cokolwiek wynieśli z ekspozycji.

"Olga Boznańska 1865-1940", Muzeum Narodowe w Warszawie (26.02.-02.05.2015)



Zupełnie inaczej było na wystawie Wróblewskiego w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Nie będę oryginalna, jeśli napiszę, że to mój ulubiony malarz. Nie należę do wyjątków, w końcu to najdroższy polski malarz. Miałam 16 lat, gdy pierwszy raz byłam na jego wystawie w Muzeum Śląskim w Katowicach i jako dość wrażliwa małolata z miejsca zakochałam się w jego twórczości. Potem widziałam kilka innych w kilku innych muzeach w Polsce, jednak ta warszawska, którą można oglądać jeszcze do 17.05. jest zaaranżowana najlepiej ze wszystkich. Nie bez znaczenia jest miejsce ekspozycji. Muzeum tymczasowo zaadoptowało na wystawy dawny pawilon meblowy Emilia przy Emilii Plater 51. Ten modernistyczny budynek wzniesiony został w latach 1967-69 na podstawie projektu Mariana Kuźniara i Czesława Wegnera.* Wnętrze jest przestronne, co pozwala tak wyeksponować obrazy, by od razu stawały się głównymi bohaterami sceny - tym bardziej, że niektóre są dwustronne i nie mogą zwyczajnie wisieć na ścianach. Przeszklona fasada budynku sprawia, że wewnątrz jest jasno i obrazy ogląda się praktycznie w naturalnym świetle. No i brak tłumów sprawił, że można było skupić się na malarstwie. A wracając do samego budynku, to być może wynajęcie go przez Muzeum, ocaliło mu życie, bo niestety architektoniczna spuścizna po PRL-u dość szybko znika ostatnio z krajobrazu Warszawy i może to jeden z ostatnich momentów, by sobie takie budownictwo pooglądać, zanim znów zacznie komuś przeszkadzać. W mojej świadomości pierwsze z krajobrazu Warszawy zniknęły fontanny w podziemiach przy Rotundzie. Konia z rzędem temu, komu bardziej podobają się budki z obuwiem i kanapkami na ciepło! Następny był chyba budynek Orbisu przy Królewskiej, a ostatnio  jego los podzielił Sezam. Emilia moim zdaniem doskonale odnajduje się pomiędzy otaczającymi ją szklanymi wieżowcami, sama będąc ze szkła i stali. To doskonały kamuflaż, by pozostać niezauważoną. Póki co do przyszłego roku jeszcze będzie tam urzędować Muzeum.

"Andrzej Wróblewski: Recto/Verso 1948-1949, 1956-1957", Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (12.02.-17.05.2015)




Z rozbiórki Sezamu tyle jest tylko dobrego, że mieszczący się tam pierwszy polski McDonald's przeniósł się na skrzyżowanie Świętokrzyskiej z Nowym Światem i dość fajnie przystosował się do historycznej zabudowy tej części Warszawy. Charakterystyczne żółte M wykonano z mosiądzu nadając fasadzie nieco bardziej elegancki wygląd.



Komuna pozostawiła po sobie w spadku na szczęście trochę więcej modernistycznych budynków. Nawet niektóre bloki, szczególnie te z lat sześćdziesiątych, najpóźniej z początku siedemdziesiątych mają taką bryłę. Jadąc Al. Solidarności, tuż obok ksiąg wieczystych (swoją drogą sąd też ma ciekawą, choć socrealistyczną architekturę), można się przejrzeć w setkach maleńkich okienek skierowanych w stronę Starówki. Bloki zostały wzniesione według projektu Jerzego Czyża, Jana Furmana i Andrzeja Skopińskiego. W jednym z nich mieszkał od 1962 r. i tworzył Henryk Stażewski - jeden z najwybitniejszych polskich malarzy awangardowych, a potem wraz z nim także Edward Krasiński - malarz, rzeźbiarz i autor form przestrzennych. Mieszkanie uchodziło za jeden z ważniejszych salonów intelektualnych Warszawy przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.** Od 2004 r. mieści się tam Instytut Awangardy - swoistego rodzaju muzeum, niestety w tej chwili zamknięte, ponoć z uwagi na prace konserwatorskie.




Często bywam ostatnio na Powiślu, gdzie mieszkają nasi przyjaciele. Lubię bloki przy ul. Górnośląskiej - te należące do Osiedla Torwar charakterystyczne szesnastopiętrowe "wieżowce" wzniesione w latach 1971-1973 według projektu Jana Zdanowicza*** - jakby zgięte w połowie, z charakterystycznymi zabudowanymi balkonami, całe białe. Na szczęście jakimś cudem oparły się modzie na malowanie wszystkiego na pastelowo. 




Ponoć te pastelowe kolory to opozycja dla szarości z czasów komuny. Znam lepszy pomysł na ożywienie osiedli - udostępnić przestrzeń ulicznym artystom, ale w sposób kontrolowany i przemyślany. Teraz wiele elewacji budynków "zdobią" bohomazy nie mające zbyt wiele wspólnego ze street artem. Jeżdżę ostatnio dużo komunikacją naziemną i odnoszę wrażenie, że to prawdziwa plaga. Twórcom street artu powinno się udostępnić ściany niektórych budynków, szczególnie przy młodzieżowych instytucjach kultury jak zrobiono to np. przy ArtBemie na Bemowie. Zostawiłabym także malunki na betonowych bezdusznych ścianach przy osiedlowych trzepakach. Widziałam ostatnio dwa takie na Woli i całkiem fajne to sprawiało wrażenie. Podobne zabiegi doskonale sprawdziły się w Łodzi, Białymstoku, Gdyni czy Płocku.






Miasto jednak o tej porze roku samo z siebie wygląda kolorowo. Kwitną drzewa i krzewy. Ludzie jakoś chętniej wychodzą na ulice. Pojawia się też więcej rowerów i kawiarnie coraz odważniej wychodzą na ulice zachęcając do zatrzymania się choć na chwilę w codziennym biegu. Niestety prognozy pogody na maj nie są zbyt optymistyczne... 





*www.powojennymodernizm.com (dostęp: 30.04.2015)
**Jerzy S. Majewski "Śródmieście pełne bloków", warszawa.gazeta.pl (dostęp: 30.04.2015)
***www.powojennymodernizm.com (dostęp: 30.04.2015)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz