piątek, 26 czerwca 2015

Warszawa przyłapana... w czerwcu 2015

Mówią, że diabeł tkwi w szczegółach. Coś jest na rzeczy, bo to właśnie detal nadaje charakter całej architekturze. Gdy spojrzeć wstecz, zobaczyć można zdobione kolumny, tytanów podtrzymujących balkony, ozdobne gzymsy, płaskorzeźby na fasadach kamienic, odbojniki w kształcie krasnali w bramach czy rynny zwieńczone rzygaczami przyjmującymi postać maszkaronów... Można tak wymieniać bez końca. Im jednak bliżej współczesności, to tych detali jest mniej. Od ozdoby ważniejsza staje się sama bryła, forma budynku, coraz bardziej surowa.



Jeszcze w PRL-u gdzieniegdzie pojawia się jakaś ciekawie gięta balustrada balkonu, ozdobna krata czy mozaika. Właśnie te smaczki w przestrzeni miejskiej lubię najbardziej, mozaiki szczególnie. Niektóre z nich układają się w misterne obrazy, niektóre przyjmują postać fontann lub innych małych form architektonicznych zdobiących ulice Warszawy.



Ba, nawet niektóre bloki były nią pokryte. Na Jelonkach, w kwartale ulic Człuchowska, Lazurowa, Górczewska, Powstańców Śląskich bloki pokryte były maleńkimi szklanymi kwadracikami w kolorach zielonym (bliżej Lazurowej i Człuchowskiej), niebiskim (bliżej Powstańców Śląskich) i brązowym (bliżej Górczewskiej). Te kafelki czasem odpadały, a okoliczna dzieciarnia, do której wówczas się zaliczałam (mieszkałam w niebieskim) je zbierała. Mozaiki zniknęły kilka lat temu przy ocieplaniu budynków, które wówczas pomalowano na pastelowo (a jakże!). Ocalały tylko dwa czy trzy bloki z oryginalną brązową mozaiką przy Kossutha.





Dzisiejsze budownictwo, zdominowane przez stal i szkło, praktycznie pozbawione jest detali. Architekci stawiają na różnorodność bryły, kształtu, żadne inne ozdoby praktycznie się nie liczą. Dlatego tak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam jedną ze ścian nowej części Warszawskiego Szpitala dla Dzieci przy Kopernika. Do jej ozdobienia wykorzystano rysunki małych pacjentów. Dla mnie bomba!








Mieszkańcom najwyraźniej jednak brakuje ozdobnych elementów w mieście. Artyści sami biorą sprawy w swoje ręce. NeSpoon plecie na murach i skrzynkach energetycznych misterne koronki z farby w sprayu i ceramiki, fotograf Paweł Czarnecki "opatrzył" ranne w czasie II wojny światowej kamienice ceramicznymi plastrami z wizerunkiem Syrenki i "krwawego" symbolu Polski Walczącej (projekt nosi nazwę "Do rany przyłóż"; dopiero gdy szuka się tych plastrów i przypatruje bliżej murom warszawskich kamienic, widać ile to miasto wycierpiało w czasie wojny)*, grupa Tubizm Art ozdobiła niektóre kamienice medalami z popiersiem papieża Jana Pawła II (akcja nazywa się "Papież dla każdego", niektóre wizerunki ozdobione są dodatkowo atrybutami różnych grup zawodowych), a Wojciech Mann (nie mylić ze znanym dziennikarzem!) wymyślił kolorowe tabliczki z napisem "Żyj kolorowo". Najbardziej streetartowy adres to Mazowiecka 11, gdzie znaleźć można i koronkę NeSpoon, i plasterki Czarneckiego i kolorową tabliczkę Manna.









Czasami zastanawiam się, co następnym pokoleniom zostanie po naszych czasach. Szklane domy wejdą pewnie do kanonu architektury, wszak niektóre, które niekoniecznie mi się podobają, projektowali klasycy. Ja jednak wolę miasto z detalem i choć inicjatywy artystyczne, które dziś można podziwiać na ulicach Warszawy, pewnie za jakiś czas z nich znikną, jednak mam nadzieję, że twórcom nie zabraknie pomysłów i coraz więcej będzie takich projektów jak plasterki czy koronki.

*NeSpoon wcześniej zalepiała ślady po ostrzałach i odbijała w masie swoje koronki. Projekt nosił nazwę "Blizny".

(foto: iza & pwz)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz