środa, 30 września 2020

Warszawa przyłapana... we wrześniu 2020

Gdy 2 września otworzyłam okno w moim pokoju w pracy, wpadł do niego dziecięcy szczebiot i śmiech dochodzący ze szkolnego boiska za płotem, mimo że pogoda wcale nie zachęcała do zajęć na świeżym powietrzu. To było jak przebudzenie wiosny po mroźnej zimie, znak, że może wreszcie wszystko wraca na właściwe tory. Niestety w ciągu kolejnych dni część szkół przeszła znów na zdalne nauczanie i pobiliśmy kolejne rekordy w zakażeniach koronawirusem. Wracają niektóre ograniczenia, więc cały czas na aktualności nie straciła moja akcja #zdążyćdomuzeumzanimznówzamkną, choć w tym miesiącu już zdecydowanie mniej intensywna niż w sierpniu

Pytacie mnie, czy odwiedzanie muzeów jest teraz bezpieczne. Wszystkie, w których byłam od ponownego otwarcia po wiosennej izolacji zapewniały środki do dezynfekcji i limity osób na ekspozycjach. We wrześniu byłam na dwóch wystawach (na obu oprócz mnie była tylko jedna osoba), zobaczyłam też trzy instalacje, z czego dwie na świeżym powietrzu, więc również z zachowaniem rygorów sanitarnych. Ja w muzeach czuję się pewniej niż w środkach komunikacji miejskiej, czy sklepach.

Jako pierwszą obejrzałam wystawę pt. "Magdalena Łazarczyk. Skrzydło poruszane palcami" w Miejscu Projektów Zachęty. Na ekspozycję składają się trzy filmy oraz kolekcja ceramicznych kolaży. O ile sztuki audiowizualne kompletnie mnie nie porywają, o tyle jeden "kafel" chętnie powiesiłabym u siebie w domu. Robią fantastyczne wrażenie i jako całość, i każdy z osobna. Są kolorowe i choć większość wykorzystanych motywów budzi raczej pozytywne skojarzenia, to już ich zestawienia mogą być nieco niepokojące. Artystka pokazuje w ten sposób (i w filmach, i w kolażach), że przeznaczenie przedmiotów zmienia się w wyniku przekształceń. Wystawa potrwa do 29 listopada.



Wybrałam się również do ZODIAKU Warszawskiego Pawilonu Architektury na jubileuszową dwudziestą piątą edycję wystawy "Plany na przyszłość. Architektura Warszawy w projektach". O istnieniu tego cyklu wiedziałam od dawna, bo jego wielką fanką jest moja koleżanka, jednak jakoś dotąd nigdy nie uczestniczyłam w żadnej edycji, a to błąd, bo niektóre z pokazanych projektów są na prawdę ciekawe. Część zaprezentowana jest w formie makiet, część jako wizualizacje w postaci graficznej. Znalazły się wśród nich takie przestrzenie jak tzw. Nowe Centrum Warszawy, czyli szereg planowanych zmian w ścisłym centrum stolicy, czy dawne Ogrody Ulricha - teren w sąsiedztwie centrum handlowego Wola Park z zachowanym zabytkowym drzewostanem i wiekowymi szklarniami, które miały zostać zaadaptowane dla potrzeb kultury i gastronomii, a póki co są dziurą w ziemi ogrodzoną płotem.




Jednak bezpośrednim powodem mojej wizyty na tej wystawie była jedna z jej dwóch plenerowych części, projekt "Warszawa 25", w ramach którego 25 osób (architektów, pisarzy i społeczników) opowiedziało o miejscach w stolicy, które ich zdaniem w czasie ostatnich 25 lat zmieniły się w sposób dla nich ważny. To jest zawsze ciekawe doświadczenie, spojrzeć na "swoje" miejsca oczami innych, szczególnie lubianych pisarzy, czy osób, które zna się osobiście, ale z którymi nigdy nie rozmawiało się akurat na temat Warszawy. Natomiast sam dobór miejsc momentami zaskakuje! Całość można odwiedzić do 18 października.


Jednak tym, co w ostatnim miesiącu zrobiło na mnie największe wrażenie była genialna praca Danuty Karsten "Stałość w ulotności" wbudowana we wnętrze jednego z zabytkowych zbiorników na gaz wchodzących dawniej w skład Gazowni Warszawskiej, znanych od jakiegoś czasu pod nazwą Wolskie Rotundy. Tworzą ją wypełnione powietrzem przezroczyste rękawy z tworzywa sztucznego. Konstrukcja, mimo swojej wielkości (wypełnia całe wnętrze o średnicy 52 m i wysokości 52 m), robi wrażenie lekkiej i delikatnej, niczym ogromna pajęczyna. Szczególnie pięknie wygląda, gdy przez pozbawione szyb okienka zbiornika do środka wpadają wiązki światła. O każdej porze dnia wygląda inaczej. Jej dalsza dostępność dla publiczności zależna jest od zainteresowania. Póki co można ją oglądać do 15 października od godz. 10:00 do zmroku (w ostatnich dniach września była to godz. 18:00).






Praca Danuty Karsten jest doskonałym dowodem na to, że architektura postindustrialna, do której jak pewnie wiecie, mam słabość, jest rewelacyjnym miejscem do prezentacji sztuki. Jest też okazją, by na legalu wejść do jednej z rotund, na co dzień niedostępnych. Kiedyś nie było z tym problemu. W czasach licealnych (uczęszczałam do niedalekiego III LO im. gen. Sowińskiego) przychodziłam tu na wagary. Gdy jednak zbiorniki stały się własnością prywatną i nastała moda na urbex, właściciele zatrudnili firmę ochroniarską i z wejściem nie było już tak łatwo. Teraz za 6 zł macie dwa w jednym: kawał dobrej sztuki i poprzemysłowe wnętrze.


Udało mi się też wreszcie zobaczyć neonową instalację autorstwa Tima Etchellsa wykonaną przez specjalistów z Hanak Reklamy Wizualne, która stanęła w lipcu przy Emilii Plater 31 przy budynku opuszczonej szkoły. Znalazły w niej schronienie, pod wspólną nazwą SZKOŁA, trzy instytucje kultury (Komuna Warszawa, Stowarzyszenie Pedagogów Teatru oraz Stowarzyszenie Sztuka Nowa), które musiały wyprowadzić się z zagrożonego katastrofą budynku na Pradze. Napis All the things that could happen next jest swoistym drogowskazem i zaproszeniem do tej nietuzinkowej przestrzeni.


No i jeszcze instalacja, o której ostatnio było bardzo głośno - "Zatrute źródło" Jerzego Kaliny (znanego m.in. jako twórca Pomnika Anonimowego Przechodnia we Wrocławiu), którą od niedawna można oglądać przed gmachem Muzeum Narodowego w Warszawie. Miała być opozycją do pokazywanej 20 lat temu w Zachęcie rzeźby "La Nona Ora" włoskiego artysty Maurizia Cattelany z 1999 roku przedstawiającej Jana Pawła II przygniecionego meteorytem, a stała się przedmiotem licznych memów i niewybrednych komentarzy jako kolejna kość niezgody w skłóconym politycznie społeczeństwie polskim. Przeciwników razi nie tyle sam poziom artystyczny rzeźby, co jej umiejscowienie w tak prestiżowym miejscu. Żeby wyrobić sobie własne zdanie, trzeba to po prostu zobaczyć! Można to zrobić jeszcze do 8 listopada.  




Pamiętacie akcję Zachęty z początku pandemii polegającą na udostępnianiu nośników reklamowych artystom dotkniętym przez lockdown? Została przedłużona do końca roku i w przestrzeni Warszawy pojawiło się osiem nowych reprodukcji sztuki współczesnej. Tym razem poświęcone są wystawom z galerii BWA (Biur Wystaw Artystycznych) w całej Polsce i znajdziecie je na stacjach metra, słupach reklamowych i przystankach autobusowych.


A skoro mowa o metrze, to nowe składy zakupione od czeskiej Škody będą nosić nazwę Varsovia. Właśnie tę nazwę wybrali w głosowaniu internauci. Cóż, dla nie mało oryginalna, ale taka wola większości.

W sierpniu i wrześniu tak bardzo skupiłam się na akcji #zdążyćdomuzeumzanimzówzamkną, że kompletnie zaniedbałam stołeczną scenę street artu, więc pokażę Wam tylko Korę w jesiennej odsłonie. Tymczasem na warszawskich murach zaczynają pojawiać się nowe realizacje, więc za miesiąc sztuki ulicznej powinno być tu już zdecydowanie więcej.


I jeszcze dwie rocznice. Warszawskie Stare Miasto obchodziło 2 września swój jubileusz - czterdziestą rocznicę wpisania na listę UNESCO. Niestety pandemia sprawiła, że nie mogliśmy się nim w tym roku szczególnie podzielić z gośćmi z zagranicy, bowiem statystyki pokazały, że przez koronawirusa stolicę odwiedziło w okresie letnim co najmniej 75% mniej zagranicznych turystów w stosunku do ubiegłego roku!

Z kolei kino Atlantic kończy w tym roku 90 lat. Pojawiła się jednak niepokojąca informacja, że budynek, w którym się mieści, ma być przeznaczony do rozbiórki, a w jego miejscu stanąć ma... wieżowiec! Obecny właściciel kina jednak tę plotkę zdementował, zaś wojewódzki konserwator zabytków rozważa wpisanie budynku do rejestru zabytków. 

REKOMENDACJE NA PAŹDZIERNIK

Oferta muzealna na najbliższe miesiące zapowiada się imponująco. Kilka ciekawych wystaw już się rozpoczęło, inne ruszają lada dzień.

Zamek Królewski od 11 września zaprasza na ekspozycję pt. "Dolabella. Wenecki malarz Wazów" poświęconą twórczości nadwornego malarzem królów z dynastii Wazów, który pracował również dla biskupów i opatów. To właśnie głównie malarstwo religijne pokazane zostało na wystawie. Dolabella wywarł duży wpływ na styl polskiego malarstwa barokowego. Potrwa do 6 grudnia.

Z kolei od 12 września w Muzeum Woli można oglądać wystawę "Przemiany. Krajobraz Woli po 1989 roku". Ta wystawa jest mniej więcej o tym, o czym pisałam całkiem niedawno, w lipcowej Warszawie przyłapanej. Wola to w tej chwili najbardziej rozbudowująca się dzielnica. Krajobraz poprzemysłowy zmienia się w nowoczesne centrum szklanych wieżowców. Ekspozycję będzie można oglądać do 21 marca przyszłego roku.

Od 18 września nową wystawę czasową pt. "Polska. Siła obrazu" ma też Muzeum Narodowe. To prezentacja dzieł najwybitniejszych polskich artystów XIX w. mająca pokazać kulturotwórczą i mitotwórczą rolę polskiego malarstwa tamtego okresu. Potrwa do 20 grudnia.

W Galerii Monopol w okresie od 1 października do 28 listopada obejrzeć będzie można prace Leona Tarasewicza.

2 października rusza natomiast kolejna, dwunasta już edycja, festiwalu Warszawa w Budowie. Tym razem miejscem głównej ekspozycji pt. "Coś wspólnego" będzie Muzeum Sztuki Nowoczesnej (nad Wisłą), a jej tematem nie będzie przestrzeń Warszawy, a wspólnota, rozumiana - jak deklarują sami organizatorzy - w najprostszy i najbardziej bezpośredni sposób, jako wymiana praktycznych umiejętności oraz sąsiedzkich doświadczeń. Temat super, bo mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach, gdy w modzie są osiedla grodzone, a na każdej klatce schodowej domofon, te więzi sąsiedzkie nie są już takie jak dawniej, gdy chodziło się pożyczyć szklankę cukru i gdy dzieciaki w blokach całymi chmarami w kapciach biegały po klatkach schodowych i nikomu wówczas nie przeszkadzał hałas. Wystawę będzie można zobaczyć aż do 17 stycznia przyszłego roku.

Jest co oglądać, prawda? Pozostaje mieć nadzieję, że nie będzie drugiego lockdownu jak wiosną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz