wtorek, 1 czerwca 2021

Mazowiecki Park Krajobrazowy. Spacer po kładkach przez Bagno Całowanie i po piachu na wydmę Pękatkę

Jaki jest najlepszy prezent na Dzień Matki? Albo na Dzień Dziecka? Wspólna wycieczka! To także idealny powód, by w środku tygodnia zrobić sobie spontaniczny wypad za miasto, szczególnie w takie miejsce jak Bagno Całowanie w Mazowieckim Parku Krajobrazowym, dość oblegane w weekendy. Pandemia i zamknięte przez wiele miesięcy muzea, kina, teatry i gastronomia sprawiły, że mieszkańcy Warszawy pokochali to miejsce. Relacje ze spacerów po kładkach poprowadzonych przez tereny podmokłe pojawiły się na wielu blogach, na które regularnie zaglądam. W pewnym momencie miałam wrażenie, że jestem jedyną osobą, która jeszcze tu nie była. Zdjęcia, szczególnie te robione z dronów, wyglądały bardzo zachęcająco, ale sprawiły też, że spodziewałam się jakiegoś efektu wow. Jak świat wykreowany przez Internet wypadł w zderzeniu z rzeczywistością?


Przez Bagno Całowanie wiedzie ścieżka przyrodnicza o wdzięcznej, choć i wywołującej dreszczyk emocji, nazwie "13 błota stóp". Dokładnie taką głębokość mają średnio tutejsze złoża torfu. Bo Bagno Całowanie to nic innego jak torfowisko, w dodatku największe torfowisko niskie na Mazowszu (15 km długości, 3 km szerokości). Torfowisko niskie to takie, które zasilane jest głównie wodami powierzchniowymi i gruntowymi, z niewielkim ich ruchem, w odróżnieniu od torfowisk wysokich, gdzie warstwa torfu oddziela roślinność od wód gruntowych i w związku z tym jest ona zdana jedynie na wody opadowe (są jeszcze torfowiska przejściowe czerpiące z obydwóch rodzajów wód). Jednym z rodzajów torfowiska niskiego jest torfowisko soligeniczne nawadniane wodami podziemnymi spływającymi z terenów sąsiednich, niekiedy odległych od samego torfowiska. I takim jest właśnie Bagno Całowanie. Miąższość torfu dochodzi tu nawet do 4,5 m, średnio zaś ma ok. 3,9 m (to właśnie owo 13 stóp; stopa, dawna jednostka miary, liczy ok. 30 cm, które pomnożone przez 13 daje ok. 3,9 m). Wystarczająco dużo, by nie chcieć się w bagnie skąpać!


A skąd nazwa Całowanie? Jeśli spodziewacie się jakiejś romantycznej historii, to niestety będziecie zawiedzeni, choć może nie do końca. Bagno wzięło nazwę od pobliskiej wsi Całowanie, która faktycznie może pochodzić od pocałunków, bowiem na tych terenach występuje nasięźrzał pospolity, roślina ponoć wykorzystywana wieki temu w praktykach miłosnych. Jej zerwanie z jednoczesnym wykonaniem magicznych rytuałów i przyrządzenie zeń naparu dawało ponoć gwarancję wzajemności uczuć ze strony osoby, która ów napar wypiła. Niektóre źródła wiążą ją z również mitycznym kwiatem paproci poszukiwanym w Noc Świętojańską, choć legenda, którą ja znam mówi, że kwiat zapewniał bogactwo i dostatek, nie miłość.

Cała ścieżka ma kilka kilometrów długości. "13 błota stóp" to również 13 tablic informacyjnych poświęconych tutejszej przyrodzie, procesom w niej zachodzącym i jej ochronie. Główną jej atrakcją są oczywiście kładki. 


Spacer najlepiej zacząć przy wieży widokowej dzielącej ścieżkę na dwie części (tu można również zostawić samochód - więcej informacji na końcu tekstu). Stąd w przeciwnych kierunkach odchodzą dwa drewniane pomosty. Widok z wieży zaś to namiastka tego z dronów. O tej porze roku aż po linię horyzontu sięga ogromne morze zieleni, w którym meandrująca kładka nieco ginie.




Szlak zaczynający się przy samym punkcie widokowym jest krótszy i chronologicznie pierwszy, jednak tablice z początkowymi numerami znajdują się... na końcu kładki! Z kolejnych można się dowiedzieć m.in. o występujących tu gatunkach roślin i zwierząt. W czasie naszej wizyty kwitł akurat m.in. jaskier wielki i wełnianka wąskolistna przypominająca nieco bawełnę. 





Ta część, choć nie można jej odmówić malowniczości i fotogeniczności, wydała nam się jednak dość monotonna, może dlatego, że wcześniej przeszliśmy już mnóstwo interesujących kładek w Kampinoskim Parku Narodowym, na czele z najbardziej urokliwymi w Zaborowie Leśnym i w okolicach Truskawia. To jest miejsce doskonałe do cierpliwych obserwacji przyrody, bo nad naszymi głowami kołowały drapieżne ptaki wypatrujące w bujnej już roślinności potencjalnych ofiar, powodując zaniepokojenie wśród kaczych rodziców, wszak trwa właśnie okres lęgowy tych ptaków. Ja wypatrywałam motyli, bo tutejsze łąki przyciągają wiele rzadkich gatunków, jednak spostrzegłam tylko jedną z rusałek. 




Jeśli szukacie spektakularnych, instagramowych widoków, to takie znajdziecie raczej na drugiej kładce, po przeciwnej stronie szutrowej drogi, bo ta część ścieżki jest bardziej dzika i zalesiona. Dech zapiera szczególnie fragment wiodący przez obszar z największą ilością wody, który my ochrzciliśmy mianem mazowieckiej Amazonki. 








Zgodnie z mapą po zejściu z pomostu szlak powinien prowadzić dalej w dwie strony - w lewo w kierunku wydmy Pękatki (tym mieliśmy zamiar iść dalej) lub prosto przez łąkę do miejscowości Podbiel. Niestety w tym miejscu zaczyna się problem, bo trasa nie jest w żaden sposób oznaczona i z relacji na innych blogach wiem, że sporo osób właśnie tu się gubi i kończy spacer. My mieliśmy naprawdę dużo chęci, by przejść całą ścieżkę "13 błota stóp", ale łąka była mocno zarośnięta i nigdzie nie było wydeptanej ścieżki, zaś po odbiciu nieco na azymut w stronę wydmy i wejściu pomiędzy drzewa okazało się, że po padających w ostatnich dniach deszczach dukt jest tak nasiąknięty błotem, że chłopaki w tenisówkach nie dadzą rady przejść. W dodatku rzuciła się na nas wygłodniała chmara komarów, wszak tego dnia nikogo innego na szlaku nie było. Z bólem serca postanowiliśmy się wycofać. Na szczęście do wydmy da się dojść również drogą szutrową (tą, która rozdziela kładki i którą również dojechaliśmy na miejsce), więc skorzystaliśmy z tej opcji. Droga jest dość przyjemna, ponieważ prowadzi brzegiem rozległych stawów rybnych. Łacha piachu tuż za nimi to właśnie Pękatka.


Określenie wydma powinno, słusznie, kojarzyć się z piaszczystym wzniesieniem, które większość z Was zna zapewne znad morza, zaś mieszkańcy Mazowsza być może także z Kampinoskiego Parku Narodowego. Pękatka jest niemal płaska, ale jej położenie pomiędzy łąką, a stawami robi niesamowite wrażenie. W latach sześćdziesiątych XX w. odkryto tu pozostałości po obozowisku łowców reniferów. Znaleziono resztki palenisk, poroża reniferów i kamienne narzędzia. To najstarsze ślady osadnictwa na Mazowszu, pochodzące sprzed 13 tysięcy lat! Niestety dziś żadnego stanowiska archeologicznego tu nie ma, ale jeśli się dobrze rozejrzycie, to dostrzeżecie przyrodniczy relikt minionych czasów - srebrzysto-zielone połacie porostu o nazwie chrobotek reniferowy. Kiedyś skubały go renifery, które wraz z ociepleniem klimatu powędrowały na północ, dziś - sarny. Ich tropy bez problemu zobaczycie na piasku.




 


Bagno Całowanie jest niewątpliwie jednym z najbardziej malowniczych zakątków Mazowsza, ale pamiętajcie, że większość zdjęć, które znajdziecie w Internecie, to kilka najładniejszych kadrów z tego miejsca, coś jak zwiastun filmu, do którego wybrano dwie, czy trzy najlepsze sceny. Kilka razy dałam się nabrać na ten trick i podobnie jest w tym przypadku. Kładki to łącznie kilkaset metrów, właściwie z jednym fragmentem, dla którego faktycznie warto tu przyjechać. Na szczęście w okolicy interesujących bagien jest więcej, więc Mazowiecki Park Krajobrazowy będziemy odwiedzać częściej. 

Jak dojechać?

Bagno Całowanie położone jest pomiędzy wsiami Całowanie i Podbiel. Dojazd możliwy jest z obu stron. 

Samochód można zostawić w miejscowości Podbiel obok Ochotniczej Straży Pożarnej lub kawałek dalej, przy wieży widokowej pomiędzy wspomnianymi wsiami Całowanie i Podbiel.  

Jadąc od strony wsi Całowanie trzeba kierować się na łowisko Całowanie. Tuż przed stawami rybnymi, w miejscu, gdzie zielona tabliczka informuje, że to teren prywatny, trzeba skręcić w prawo zgodnie ze strzałką na Podbiel. W tym miejscu jest mostek na rowie melioracyjnym zasilającym stawy. Dalej droga prowadzi już prosto do wieży widokowej. Pierwszy odcinek trasy jest nieutwardzany i ciężko przejechać nim, szczególnie po deszczu, samochodem o niskim zwieszeniu. Za to off-roadowcy będą mieli dodatkową atrakcję.

Niestety skręt łatwo przegapić. Jadąc na wprost dotrzecie do budki, gdzie pobierana jest opłata za wstęp na łowisko. Pan zarządzający terenem wskaże Wam właściwy kierunek, złoszcząc się nieco zapewne, że jesteście już setną osobą, która tego dnia pyta o drogę, a i tak wykazując się ogromnymi pokładami cierpliwości.  

Ja nie od dziś powtarzam, że Mazowsze ma ogromny potencjał turystyczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz