W tych trudnych czasach, w których przyszło nam ostatnio żyć, świat bardzo się skurczył. I mam tu na myśli nie tylko ograniczenia w podróżowaniu. Nasze życie w dużej mierze toczy się teraz przy biurkach we własnych domach, przed monitorami komputerów. Zdalna praca, zdalne nauczanie, zdalna sztuka w postaci transmisji przedstawień teatralnych i oprowadzań po wystawach muzealnych. Dzieci już drugi raz w tym roku nie mogą bez opieki dorosłych wyjść na dwór. Dlatego od początku listopada niemal co tydzień uciekamy do lasu, by chociaż w weekendy spędzić możliwie dużo czasu na świeżym powietrzu, w ruchu, bez komputera, telewizora i telefonu. Założyliśmy sobie, że dopóki pogoda będzie łaskawa, będziemy dalej eksplorować szlaki Kampinoskiego Parku Narodowego. Bardzo chciałam zobaczyć puszczę w zimowej szacie, ale śnieg i mróz to od kilku lat towar deficytowy. Trafił nam się za to najbardziej słoneczny dzień ze wszystkich, jakie dotąd spędziliśmy w Puszczy Kampinoskiej i plus 10°C na termometrze. W grudniu!
Tym razem naszym celem było nie tylko spędzenie dnia na łonie natury, ale trasę przygotowałam tak, by stała się uzupełnieniem materiału ze szkoły, lekcją historii w terenie. Ja już nie raz tu pisałam, że dzieciaki bardzo dużo wynoszą z podróży i że często okazuje się, że wiedza zdobyta w drodze przydaje im się w czasie nauki. Tak było chociażby w przypadku wizyt w Gdyni i w Muzeum Lniarstwa im. Filipa de Girarda w Żyrardowie. Teraz było jednak odwrotnie, bo wiadomości ze szkolnego podręcznika historii dla klasy siódmej szkoły podstawowej chcieliśmy okrasić namacalnym dowodem wielkiej historii rozgrywającej się właściwie tuż za płotem, za rogatkami Warszawy. Postanowiliśmy dotrzeć do mogiły Powstańców Styczniowych 1863 r. w Zaborowie Leśnym. Ale żeby było atrakcyjniej, w planie były jeszcze kładki prowadzące przez podmokłe tereny. Dużo kładek. To miał być najbardziej bagienny ze wszystkich naszych spacerów po puszczy.
Wybraliśmy szlak z Truskawia. To chyba najpopularniejsza baza wypadowa z Warszawy w głąb Puszczy Kampinoskiej. Przede wszystkim dlatego, że można się tu dostać ze stolicy komunikacją miejską (autobus linii 210 z przystanku Metro Młociny, I strefa biletowa). Dla zmotoryzowanych jest spory parking. Szlaki prowadzą stąd między innymi do Palmir i do Zaborowa Leśnego.
Większość osób wybiera czarny szlak, który jest jednocześnie ścieżką przyrodniczą Do Karczmiska. My tamtędy postanowiliśmy wrócić, zaś poszliśmy nieco pod prąd - żółtym szlakiem w stronę Zaborowa Leśnego. Błoto zaczęło się po mniej więcej trzystu metrach, w miejscu, gdzie drogę przecina jeden z puszczańskich cieków wodnych, który bardzo lubi rozlewać się na całą szerokość leśnej arterii. Podobno okresowo ta część szlaku jest niedostępna dla ruchu pieszego. Wówczas na samym jego początku pojawia się stosowna informacja. Nam udało się przejść bokiem i po specjalnie ułożonych balach drewna. To nic trudnego, nawet dzieci dały radę, a przy okazji było sporo śmiechu i zakłady, kto zaliczy błotną kąpiel. Na szczęście cała nasza piątka (tym razem towarzyszyła nam ciocia) przeszła suchą nogą, w przeciwieństwie do dwóch rowerzystów, którzy zaryzykowali przejazd prosto przez rozlewisko. Jeden z nich uszkodził przerzutkę. W efekcie dotarli do Zaborowa, gdy my już raczyliśmy się gorącą herbatą pod leśną wiatą.
Żółty szlak jest dość monotonny. Praktycznie przez całe ponad 3 km wiedzie przez młody las, zasadzony już po II wojnie światowej, dlatego po około kilometrze chcieliśmy zejść z niego na "inną drogę", zgodnie z legendą mapy, oznaczoną jako Graniczna Droga, i przejść przez wioski Buda i Mariew Drugi. Dwa tygodnie wcześniej właśnie podobną drogą doszliśmy do wsi Zamość w pobliżu Granicy. Tu Graniczną Drogą wyszlibyśmy w Zaborowie Leśnym, ale na końcu najdłuższej kładki w Puszczy Kampinoskiej, będącej częścią zielonego i niebieskiego szlaku w stronę wsi Wyględy Górne. Niestety tak zajęła nas rozmowa, że przegapiłam skręt, tzn. widziałam leśną ścieżkę, którą powinniśmy byli wybrać, ale wydawało mi się, że to jeszcze nie tu i właściwa powinna być dalej. I zanim się zorientowałam, doszliśmy do miejsca, gdzie żółty szlak łączy się z niebieskim z Lipkowa, czyli przed samym Zaborowem Leśnym.
Dzieciaki jednak były tak nastawione na tę kładkę, że po porostu przeszliśmy nią w dwie strony i to był doskonały pomysł, bo miejsce ma mnóstwo uroku. Drewniany pomost ma 770 m długości. Prowadzi ponad Kanałem Zaborowskim i bagnami uroczyska Kalisko, częściowo wchodzącymi w skład obszaru ochrony ścisłej o tej samej nazwie. Kiedyś były tu łąki, pasło się bydło. Po utworzeniu parku narodowego dzika przyroda w postaci turzycowisk wyparła trawy. Wzdłuż kładki rosną krzewy kaliny, wciąż jeszcze ozdobione czerwonymi owocami przypominającymi szlachetne korale na bezlistnych gałązkach. Kładka ma nieregularny kształt i w tym właśnie cały jej urok. Przebijające się przez korony drzew południowe słońce dodawało całemu miejscu magii, oświetlając arterię tylko miejscowo, za to na najładniejszych chyba odcinkach.
Po przejściu pomostem w tę i z powrotem postanowiliśmy zrobić pierwszy dłuższy postój na śniadanie pod jedną z wiat w Zaborowie Leśnym i dopiero ruszyć dalej. Zadaszone ławy stoją na niewielkiej polanie w sąsiedztwie leśniczówki Kampinoskiego Parku Narodowego. To pozostałość po istniejącym tu w XIX w. folwarku o nazwie Gać Zaborowska (tę nazwę można spotkać także w opracowaniach poświęconych bitwie, która miała tu miejsce w czasie Powstania Styczniowego, choć bardziej znana jest jako bitwa pod Budą Zaborowską; to właśnie znajdująca się 900 m dalej mogiła poległych w tej batalii była celem naszej wędrówki). Jeśli słowo Gać przywiodło Wam na myśl pewną część garderoby, to jest to jak najbardziej słuszne skojarzenie! Sprawę w swoim przewodniku po Puszczy Kampinoskiej wyjaśnia Lechosław Herz: Nazwa Gać w odniesieniu do osady jest do dzisiaj używana przez starszych mieszkańców okolicy. Pochodzi od gaci, tj. okładziny ocieplającej ściany drewnianych chałup, wykonywanej ze słomy, liści, ściółki sosnowej i chrustu; stąd też nazwa gaci ocieplających ludzkie pośladki.* Ten sam rodowód ma słowo ogacić, czyli ocieplić np. budynek, czy rośliny na zimę. Ogaceni trzema warstwami ubrań zupełnie nie zmarzliśmy siedząc pod wiatą dobre pół godziny przy dość wystawnym jak na warunki plenerowe posiłku złożonym z kanapek, pieczonego kurczaka, bananów, ciasteczek owsianych, czekolady i herbaty w chyba trzech smakach (w sumie pięć termosów!). Chłopcy uwielbiają piknikowanie na szlaku. To jeden z motorów, dzięki któremu łatwiej namówić ich na wędrówkę. Dopiero najedzeni i wypoczęci ruszyliśmy dalej, tzw. Grobową Drogą (zielony i żółty szlak), ku mogile Powstańców Styczniowych 1863 r.
Gdy w 2016 r. pierwszy raz przyjechaliśmy do Puszczy Kampinoskiej na zorganizowany spacer z przewodnikiem, który odbywał się pod hasłem "Przedwiośnie w Puszczy Kampinoskiej z historią w tle", pamiątki historyczne w sercu lasu wydały mi się ciekawostką. Dziś, mając już za sobą trzy spacery trzema różnymi szlakami i wizytę na cmentarzu wojennym w Palmirach, wiem, że puszcza naszpikowana jest śladami przeszłości, najczęściej tej najbardziej bolesnej. I tak zobaczyliśmy już średniowieczne grodzisko, dwa cmentarze wojenne, miejsce po obozie pracy przymusowej, miejsce egzekucji Powstańców Styczniowych (tych, którzy nie polegli w bitwie rozegranej właśnie tu, pod Budą Zaborowską, czyli dzisiejszym Zaborowem Leśnym) i miejsce całkiem współczesnej zbrodni.
Teraz będzie szybka powtórka z lekcji historii z podstawówki. Pamiętacie od czego zaczęło się Powstanie Styczniowe? Od branki. Przedstawiciele carskiej armii z imiennymi listami chodzili od domu do domu i zabierali młodych polskich mężczyzn podejrzanych o działalność konspiracyjną, żeby wcielić ich do rosyjskiej armii przetrzebionej w wojnach. Taka służba mogła trwać nawet 25 lat! Powstanie wisiało już i tak w powietrzu, więc młodzież przed poborem masowo uciekała do Puszczy Kampinoskiej, co pięknie obrazuje fragment wiersza nieznanego autora, który zacytowany jest na tablicy informacyjnej przy mogile:
Hej rodacy! kto u wroga
Nie chce szukać losu,
Komu święta wolność droga:
Śpiesz do Kampinosu!
Nazwa Kampinos ma w wierszu dwojakie znaczenie. Oznacza i Puszczę Kampinoską, i miejscowość Kampinos, gdzie w dworze Łaszczyńskich ukryła się część uciekinierów i pod wodzą Zygmunta Padlewskiego założyła pierwsze powstańcze oddziały, którym udało się opuścić puszczę jeszcze w styczniu i przebić w stronę Płocka.
W kwietniu 1863 r. w rejonie Lipkowa uformował się nowy oddział, na którego czele stanął major Walery Remiszewski i który otrzymał zadanie wsparcia ucieczki więźniów z Cytadeli, m.in. Jarosława Dąbrowskiego w czasie prawosławnej Wielkanocy. Do ucieczki jednak nie doszło, a Remiszewski z ludźmi postanowił wycofać się w głąb puszczy nie wiedząc, że na ich ślad już trafili Rosjanie. Carska armia zaskoczyła powstańców pod dzisiejszym Zaborowem Leśnym. Na szczycie wydmy, wówczas nie porośniętej jeszcze lasem Polacy zostali rozgromieni w krwawej bitwie. Tu, gdzie wiosną śpiewają ptaki, a o tej porze roku wiatr szumi w koronach sosen, ponad 150 lat temu słychać było dźwięk obijającego się o siebie metalu, szabel i kos nadzianych na sztorc, krzyki i jęki konających. Wystarczy zamknąć oczy, by sobie to wszystko wyobrazić.
Poległych pogrzebano w mogile na szczycie wydmy. Historia mówi, że spoczywa w niej 72 ludzi, legenda zaś, że tylu, ile gwoździ zdobi krzyż, a tych jest 76. W bitwie zgięło jednak więcej powstańców, nawet być może 150. Ci o ustalonych nazwiskach spoczęli na cmentarzu w Kampinosie (29 osób), część ciał bliscy pochowali w rodzinnych grobach na nekropoliach Warszawy i okolic.
Żeby wrócić do Truskawia, trzeba vis a vis mogiły odbić w prawo i za zielonymi znakami pójść tzw. Krętą Drogą. Nazwa doskonale oddaje jej przebieg i jeśli wziąć pod uwagę liczbę zakrętów, i konieczność ciągłego omijania górek, dołków i korzeni! Jest to jednak bardzo ładny fragment szlaku, wśród dorodnych sosen, zwłaszcza, gdy przez ich korony przedzierają się promienie słońca powoli chylącego się ku zachodowi.
Po prawie trzech kilometrach marszu, na obrzeżach obszaru ochrony ścisłej "Cyganka", wyłania się niemal łysa wydma porośnięta jedynie rachitycznymi młodymi brzózkami i opatrzona tablicą "Wiatrołomy". 9 lipca 2004 r. przez Puszczę Kampinoską przeszła potężna trąba powietrzna, która powaliła lub wyrwała z korzeniami wiele wiekowych drzew. Pas zniszczeń miał 200 m szerokości i aż 14 km długości. Ciągnął się do cmentarza w Palmirach. Wszystko trwało kilkanaście minut. W tym miejscu widać najlepiej jak puszcza radzi sobie z takim kataklizmem. Brzózki to ta część, gdzie teren po uprzątnięciu pozostawiono lasowi "na żywioł", ale tuż obok znajduje się także ogrodzony przed sarnimi ząbkami młodnik - ślad ingerencji człowieka w odtworzenie drzewostanu. Muszę tu wrócić wczesną jesienią, bo część polany zajmuje piękne rozległe wrzosowisko.
Tu zaczyna się (lub kończy idąc z Truskawia) ścieżka dydaktyczna Do Karczmiska (oznaczenie - biały kwadrat przedzielony przekątną w kolorze zielonym). Samo Karczmisko znajduje się tuż za obszarem wiatrołomów. Kiedyś faktycznie stała tu karczma, obecnie zaś wiata, pod którą zrobiliśmy drugi i ostatni postój. Stąd kawałek idzie się jeszcze zielonym szlakiem, połączonym z czerwonym z Wierszy, by wreszcie dojść do rozwidlenia, z którego można wybrać się np. do Palmir. My ruszyliśmy w drogę powrotną do Truskawia dalej ścieżką Do Karczmiska pokrywającą się z czarnym szlakiem. Wcale się nie dziwię, że to tak chętnie wybierana trasa, bowiem prowadzi przez bagna i podmokłe łąki, w większej części po kładkach, wzdłuż których ustawiono mnóstwo tablic informacyjnych w opisem występujących tu gatunków roślin i zwierząt oraz gospodarki leśnej prowadzonej przez park narodowy. Bardzo lubię te puszczańskie tablice. W dużej mierze to właśnie z nich korzystam przy opracowywaniu opisów naszych szlaków, uzupełniając je informacjami ze wspomnianego przewodnika Lechosława Herza.
Puszcza Kampinoska ma jeszcze wiele historii do opowiedzenia, więc będziemy odkrywać ją dalej, szczególnie, że już wiadomo, że nie będzie możliwości wyjazdu na ferie zimowe. Mam pomysły na kolejne dłuższe i krótsze spacery, w miejsca dostępne nawet, gdy spadnie śnieg, na co zresztą po cichu liczę.
*Lechosław Herz "Puszcza Kampinoska. Przewodnik", Oficyna Wydawnicza "Rewasz", wyd. IV aktualizowane, Pruszków 2017, str. 318
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz