środa, 27 kwietnia 2022

Wpadnij na dzień do Tomaszowa, jak w piosence

A właściwie jak w wierszu, którego tytuł to wcale nie "Tomaszów", a "Przy okrągłym stole". Autorem słów, do których muzykę skomponował dla niezapomnianej Ewy Demarczyk Zygmunt Konieczny, jest nie kto inny jak Julian Tuwim.

Wiersz jest o miłości, Tomaszów, dokładniej Tomaszów Mazowiecki, jest tylko tłem, ale miasto było dla Tuwima ważne i bywał w nim często, bowiem właśnie stamtąd pochodziła jego żona, Stefania. 

W tamtym okresie, w dwudziestoleciu międzywojennym, Tomaszów, kolejne po Łodzi i Żyrardowie, miasto o włókienniczym rodowodzie, był miejscowością doskonale rozwiniętą. Podczas gdy łódzki przemysł kręcił się wokół bawełny, żyrardowski wokół lnu, tak Tomaszów postawił na wełnę, zaś w późniejszych latach również na pierwsze na ziemiach polskich tkaniny sztuczne (sztuczny jedwab).


Wraz z rozbudową fabryk i rozrastaniem się fortun przemysłowców w mieście zaczęły powstawać imponujące pałace i okazałe kamienice. Jednym z najstarszych jest klasycystyczny pałac Ostrowskich wzniesiony w 1812 r. przez hrabiego Antoniego Ostrowskiego, syna założyciela Tomaszowa, Tomasza Ostrowskiego. To właśnie Antoni Ostrowski postawił na rozwój włókiennictwa na tych terenach. Dziś w pałacu mieści się muzeum noszące jego imię. Po sąsiedzku stoi okazały ratusz z dwudziestolecia międzywojennego, ale architekturę z przełomu XIX i XX w. można zobaczyć w całym centrum Tomaszowa. Większość jest ładnie odnowiona, ale sporo niestety niszczeje.






Najlepiej te kontrasty widać na tomaszowskim Rynku, czyli Placu Kościuszki, który w ostatnich latach poddany został rewitalizacji, jednej z wielu w całej Polsce, które z głównych placów miast zrobiły betonowe pustynie, choć w Tomaszowie może nie do końca pustynię, bowiem większą część powierzchni zajmuje tutaj nowoczesna fontanna, ale zieleni i cienia jest jak na lekarstwo. Betonoza jest jednak najmniejszym problemem tego miejsca. Podczas gdy na jednej pierzei Rynku po sąsiedzku stoją zabytki: imponująca, ładnie odnowiona kamienica rodziny Knothe oraz nieco zaniedbany klasycystyczny kościół ewangelicko-augsburski pw. Świętej Trójcy wzniesiony z inicjatywy wspomnianego już Antoniego Ostrowskiego w latach 1823-1829 (niestety zamknięty na głucho), to wystarczy obejrzeć się przez prawe ramię, by zobaczyć szereg kamienic upstrzonych reklamami wszelkiej maści, które psują cały klimat tego miejsca.








Niestety coraz mniej jest w Tomaszowie także poprzemysłowego dziedzictwa. Jeśli chcecie zobaczyć to, co jeszcze z niego zostało, skierujcie swoje kroki na Barlickiego. To właśnie w tej okolicy, wzdłuż brzegu Wolbórki, której nurt pierwotnie napędzał maszyny przędzalnicze, powstała większość tomaszowskich fabryk włókiennicznych należących m.in. do Hilela Landsberga, Moritza Piescha, Dawida Bornsteina i Jakuba Halperna. Po II wojnie światowej przedsiębiorstwa zostały znacjonalizowane i w wyniku kilku przekształceń przeobrażone w Mazowieckie Zakłady Przemysłu Wełnianego "Mazovia". Obok starych fabryk z czerwonej cegły wyrosły powojenne molochy, wcale nie mniej interesujące od swoich poprzedniczek, chociażby za sprawą zdobiących ściany budynków kolorowych mozaik. Niestety ja do Tomaszowa przyjechałam zbyt późno. Zakłady podzieliły los wielu innych przedsiębiorstw państwowych w całej Polsce, które nie przetrwały transformacji ustrojowej. Opuszczone budynki niszczały, wreszcie w 2014 r. rozpoczęła się ich rozbiórka. Jeśli chcecie zobaczyć je tuż przed wyburzeniem, jeszcze z mozaikami, zajrzyjcie do Tati i Michała na bloga Poszli-Pojechali. Dziś w miejscu "Mazovii" stoi wątpliwej urody centrum handlowe oddane do użytku w 2016 r.


Przy Barlickiego resztkami sił wciąż bronią się jeszcze pozostałości dziewiętnastowiecznych kompleksów fabrycznych oraz ich zaplecza, na czele z pięknym eklektycznym pałacem z 1895 r. należącym do Moritza Piescha, właściciela jednej z najprężniej działających niegdyś fabryk - mechanicznej farbiarni i wykończalni. Choć budynek wydaje się być w dobrej kondycji, nie jest użytkowany i niestety niszczeje.




Po sąsiedzku, w wyremontowanym budynku zajmowanym dawniej przez zarząd majątku Pieschów, mieści się restauracja Barlickiego 30, idealne miejsce na obiad lub kawę i deser. O restauracji więcej przeczytacie w dalszej części tekstu, ale gorąco polecam Wam właśnie tu zrobić sobie przerwę przed dalszym spacerem, bo w Tomaszowie jest jeszcze wiele do zobaczenia. Dziś jednak przyjeżdża się tu głównie po to, by zobaczyć atrakcje, które wcale nie znajdują się w centrum, ale kryją się na obrzeżach miasta. To rezerwat Niebieskie Źródła, Skansen Rzeki Pilicy oraz Groty Nagórzyckie, pozostałość po dawnej kopalni piasku.

Rezerwat Niebieskie Źródła w Tomaszowie Maz.

Jest w tym miejscu coś tajemniczego. Choć źródła znajdują się zaledwie kilkaset metrów od ruchliwej drogi przelotowej, można poczuć się jak w krainie nie z tego świata. Wchodząc w las, na szeroką, ubitą drogę wiodącą wzdłuż rozlewisk rzeki, zostawiając za sobą gnające gdzieś samochody, oddajemy się we władanie przyrody i niezwykłych zjawisk geologicznych, które rozbudzały wyobraźnię podróżników już w XVIII w.! Bywał tu także car Mikołaj II, który w niedalekiej Spale miał swoje włości.



Nic dziwnego, bowiem niebieskie, pulsujące źródła odróżniające się znacznie kolorystyką od pozostałej części akwenu, robią ogromne wrażenie i można pomyśleć, że stoi za tym jakaś magia. Żadna magia, natura! A wiecie, że woda w tym miejscu wcale nie jest zabarwiona? To tylko złudzenie optyczne. 


Niebieskie źródła to tak zwane wywierzyska krasowe, czyli miejsca, gdzie poprzez szczeliny w skałach wapiennych na dnie wybija świeża, przefiltrowana woda. Sama woda nie ma zielonkawo-niebieskiego koloru, jaki widzimy na powierzchni. To tylko refleks świetlny wywołany czynnikami fizykochemicznymi. Woda w tym miejscu pochłania promienie czerwone, przepuszcza zaś odbite od piaszczystego dna niebieskie i zielone. To dlatego barwa źródeł jest zależna od pogody, głównie od stopnia nasłonecznienia.



Ciekawostka: źródła nie zamarzają zimą! Akwen ma mniej więcej stałą temperaturę ok. 9 stopni C (mogą występować wahania od 10 stopni w okresie letnim, do 7,5 w zimowym).

Wywierzyska są w sumie trzy, w każdym pulsuje jednak po kilkanaście źródeł, podrzucając do góry piasek, co daje jeszcze ciekawszy efekt. Oddziela je od siebie jedna z trzech sztucznych wysp, jakie powstały tu w wyniku wykopania w latach trzydziestych XX w. systemu kanałów. Woda jest tu tak czysta, że może się wydawać, że źródła leżą tuż pod jej powierzchnią, tymczasem znajdują się na głębokości... ponad 4 m! Dawniej wierzono, że ma właściwości lecznicze.






Rezerwat utworzono w tym miejscu w 1961 r., ale już przed II wojną światową teren zaczęto porządkować z myślą o rekreacji i turystyce. Częścią tych prac było wspomniane przekopanie kanałów oraz otaczający źródła układ zadrzewienia projektu Aliny Scholz, która po wojnie będzie odpowiedzialna za odbudowę terenów zielonych zniszczonej Warszawy. Niemcy w czasie II wojny światowej zbudowali tu pomosty oraz kładki łączące wyspy ze stałym lądem. Rozebrano je w latach pięćdziesiątych w trosce o ochronę tutejszej przyrody. Dzięki temu dziś wciąż jest tu dość dziko, zaś rezerwat jest ostoją wielu gatunków ptaków i chronionych roślin.



To jest jedno z najciekawszych i najbardziej malowniczych miejsc, jakie odwiedziliśmy w Polsce.

Skansen Rzeki Pilicy w Tomaszowie Maz.

Gdy myślę o skansenach, przed oczami stają mi wszystkie te muzea na świeżym powietrzu, w których zgromadzono wiejską architekturę z minionych stuleci: drewniane chałupy i budynki gospodarcze, wiatraki-koźlaki, ule, czasem stare kościoły. Niby wszystkie takie same, bez względu na region Polski, ale też z lokalnymi akcentami, charakterystycznymi jedynie dla tego konkretnego miejsca. 

Skansen Rzeki Pilicy to również muzeum na świeżym powietrzu, ale zupełnie inne od tych, które znałam do tej pory, bo w całości poświęcone... rzece! To pierwsze takie muzeum w Polsce. Powstało w 2000 r. i można w nim zobaczyć różne pamiątki historyczne w jakiś sposób związane z Pilicą. Jest zatem i młyn wodny, i rozmaite jednostki pływające, i coś w rodzaju pontiseum, czyli fragment ekspozycji poświęcony mostom, i spora ilość militariów wyłowionych z wód Pilicy (wśród nich ciągnik artyleryjski!), a nawet... urocza drewniana poczekalnia kolejowa. 




I to właśnie do niej swoje pierwsze kroki kieruje większość zwiedzających, co wcale nie dziwi, bo ma mnóstwo uroku i jest niezwykle fotogeniczna! Do 2006 r. budynek służył jako poczekalnia dla podróżnych niewielkiej stacji Wolbórka pod Będkowem (od 1925 przez jakiś czas przystanek nosił nazwę Czarnocin, dlatego na fasadzie można zobaczyć tablice z obydwoma nazwami) na trasie Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Sam budynek powstał jako pawilon ekspozycyjny Dyrekcji Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej w 1896 r. na odbywającą się wówczas Wszechrosyjską Wystawę Przemysłowo-Artystyczną w Niżnym Nowogrodzie. Po jej zakończeniu na ponad 100 lat trafił do Wolbórki. Dziś w misternie wykonanym pawilonie mieści się ekspozycja poświęcona... Władysławowi Reymontowi. Ojciec pisarza kilka kilometrów od stacji posiadał kawałek ziemi z młynem wodnym i przyszły noblista często tam bywał. Nazwę Wolbórka można znaleźć w rękopisach jego wczesnych utworów.


Niemal vis a vis zabytkowego dworca stoi ogromny drewniany młyn wodny. Został przeniesiony ze wsi Kuźnica Żerechowska położonej nad rzeką Luciążą stanowiącą największy lewy dopływ Pilicy. W środku, oprócz oryginalnego wyposażenia młyna, zgromadzono i inne eksponaty poświęcone młynarstwu wodnemu w dorzeczu Pilicy. Obok mieści się kolekcja ponad 30 kamieni młyńskich z innych młynów, które nie dotrwały do naszych czasów.



W sąsiedztwie młyna zobaczyć można kolekcję militariów, wśród nich wspomniany opancerzony ciągnik artyleryjski Luftwaffe, jedyny taki eksperymentalny pojazd na świecie, wydobyty z Pilicy dopiero w 1999 r.! Dzieciakom najbardziej podobała się rekonstrukcja schronu typu Tobruk przeniesionego ze wsi Włodzimierzów koło Sulejowa. W przeciwieństwie po podobnego, który widzieliśmy w Dąbrowie Górniczej, do tego w Tomaszowie można wejść. Całej konstrukcji realizmu dodają ułożone w trawie pociski. 




Oczywiście najważniejszą część kolekcji stanowi to, co z wodą związane jest bezpośrednio, czyli rozsianie niemal po całym skansenie łodzie, kutry, kajaki i inne jednostki pływające. Cześć znajduje się w zaadaptowanych dla celów wystawienniczych budynkach gospodarczych, część na otwartej przestrzeni, między zabudowaniami. Całość uzupełniają rekonstrukcje i fragmenty dawnych przepraw przez rzekę, wśród nich również elementy mostu pontonowego.


Ciekawostką jest zlokalizowany przy samym wyjściu ze skansenu niepozorny niewielki drewniany budynek. To... leśna toaleta rosyjskich carów z czasów, gdy mieli rezydencję w pobliskiej Spale, położonej oczywiście nad Pilicą. Wyposażenie utrzymane jest jak najbardziej w higienicznej tematyce.


Groty Nagórzyckie w Tomaszowie Maz.

Choć nazwa sugeruje naturalny rodowód, to Groty Nagórzyckie zostały stworzone ręką człowieka. Są to podziemne wyrobiska powstałe w wyniku eksploatacji skały piaskowcowej, czyli mówiąc prościej kopalnia piasku, o tyle jednak unikatowa, że nie odkrywkowa.



Miejscowi chłopi wydobywali tu piasek już prawdopodobnie w XVIII w. drążąc korytarze i pozostawiając jedynie fragmenty skały tworzące kolumny podtrzymujące sklepienia powstałych w ten sposób pieczar, zabezpieczające je przed zawaleniem. Tunele były na tyle duże, że możliwy był wjazd furmanką po urobek.


Początkowo piasek służył jedynie mieszkańcom okolicznych wsi do celów gospodarskich, jednak jego prawie biała barwa i doskonała jakość (zawartość ponad 80% przezroczystego kwarcu) sprawiły, że pokładami zainteresowały się powstające na tych terenach w II poł. XIX w. huty szkła. Większość trafiała do huty Hortensja w Piotrkowie Trybunalskim (niewielką ekspozycję jej wyrobów można obejrzeć w budynku kasowym). Wzrost wydobycia doprowadził do zawalenia się jednej z pieczar i wówczas władze carskie zakazały dalszej eksploatacji wnętrza wzgórza. Mieszkańcy przestawili się wówczas na metodę odkrywkową.



O stworzeniu w tym miejscu trasy turystycznej myślano już w dwudziestoleciu międzywojennym, jednak prace porządkowe ruszyły dopiero w 1957 r. dzięki staraniom tomaszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Jednak poza zabezpieczeniem wnętrza pokładu nie zrobiono wiele więcej. Przez te lata kwitła tu pół-legalna turystyka, która prowadziła do dewastacji tego unikalnego miejsca. W 2002 r. doszło do zawalenia stropu jednej z komnat i częściowego zasypania wyrobiska. Dopiero to wydarzenie sprawiło, że zamknięto wszystkie wejścia do grot. W 2010 r. rozpoczęto gruntowną modernizację i przygotowania do otwarcia podziemnej trasy turystycznej. Pierwsi zwiedzający skorzystali z niej 6 lutego 2012 r.

Trasa ma długość ok. 160 m. Zwiedzanie możliwe jest tylko z przewodnikiem i trwa ok. pół godz. Chodnik jest oświetlony i poprowadzony w taki sposób, że pozwala na obejrzenie całej eksploatowanej dawniej podziemnej powierzchni. W zagłębieniach ustawiono postaci górników i koni oraz motywy związane z miejscowymi legendami (m.in. o zbóju Madeju i diable), a także wyroby ze szkła.




Warto mieć ze sobą cieplejsze ubranie, bowiem wewnątrz panuje stała temperatura ok. 8-10 stopni C i nawet w ciągu tak krótkiej wizyty można zmarznąć. Polecam zaopatrzyć się również w butelkę wody. W powietrzu wiruje bardzo drobny pył, który może działać drażniąco na nos i gardło. Nasze dzieci miały ataki kaszlu, choć nie są alergikami.

Bilety najlepiej kupić wcześniej przez Internet lub chociaż dokonać rezerwacji na dogodny dzień i godzinę, bo szczególnie w weekendy groty cieszą się sporym zainteresowaniem (odwiedzają je również zorganizowane wycieczki autokarowe), zaś grupa może liczyć maksymalnie 25 osób. My byliśmy w czerwcową sobotę ok. godz. 10:30 i bilety były dostępne dopiero na wejście za 3 godz. Na szczęście było to pierwsze miejsce które mieliśmy odwiedzić w Tomaszowie, więc ten czas wykorzystaliśmy na wizytę w Niebieskich Źródłach i Skansenie Rzeki Pilicy, bo w innym wypadku pewnie zrezygnowalibyśmy z czekania, a miejsce jest zdecydowanie warte odwiedzenia.

Restauracja Barlickiego 30

Restauracja mieści się w budynku dawniej stanowiącym zaplecze wspomnianego pałacu Moritza Piescha. Do zabytkowych murów z czerwonej cegły od strony ogrodu dobudowano nowoczesną przeszkloną altanę z tarasem. Wnętrza urządzone są w ciepłych, pastelowych kolorach. Ja jednak polecam wspomniany taras lub ogród, gdzie stoliki stoją w sąsiedztwie zadbanych zabudowań gospodarczych oraz grządek z warzywami i rabatek z kwiatami i ziołami.










Karta jest nierówna - od dań zupełnie bez wyrazu, po wręcz fantastyczne. Dzieciakom szalenie smakowały pierogi z siekanym żeberkiem w sosie grzybowym z chipsem z jarmużu. Zgodnie orzekły, że lepszych pierogów nigdzie nie jadły, nawet u babci (a wiadomo, u babci wszystko jest najlepsze!). Plus również za słowackie wina nalewane wprost z tanków, nie przymierzając jak w ich ojczyźnie, co u Słowaków, Czechów, czy Słoweńców wprost uwielbiam i dzięki czemu na tej jednodniowej wycieczce poczułam się niemal jak na środkowoeuropejskich wakacjach.





I choć menu nie wzbudziło u nas wielkiego zachwytu, to i tak Barlickiego 30 polecam, bowiem prawdopodobnie w Tomaszowie lepszej, a na pewno piękniejszej, restauracji i tak nie znajdziecie. Jeśli o takiej wiecie, to poproszę o namiar, bo to na pewno nie była nasza ostatnia wizyta w tej okolicy.

Barlickiego 30

ul. Barlickiego 30

Tomaszów Maz.

W Tomaszowie spędziliśmy w sumie 7 godz., a i tak nie zobaczyliśmy wszystkiego. Ostatecznie przegnała nas potężna wiosenna ulewa. Miasto jest idealne na jednodniowy wypad z Warszawy, jeśli natomiast przy okazji będziecie chcieli zwiedzić jeszcze uroczą Spałę, nietuzinkowy Inowłódz oraz arcyciekawe bunkry w Konewce i Jeleniu, to macie doskonały plan na cały weekend. A majówka tuż, tuż...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz