Turystyka, pierwotnie głównie dla poratowania zdrowia, w nadbałtyckich wioskach rybackich zaczęła rozwijać się w pierwszej połowie XIX w. Kuracjusze pojawili się w Bauerhufen, dzisiejszych Chłopach, około 1840 r. Z każdym rokiem gości przybywało i już 1 kwietnia 1900 r. osada stała się członkiem Stowarzyszenia Niemieckich Kąpielisk Nadbałtyckich.
Początkowo letników kwaterowano u rybaków. Z czasem obok charakterystycznych chat szachulcowych zaczęły wyrastać również pensjonaty i wille na wynajem. Jednym z pierwszych był okazały, secesyjny Strandschloss, wzniesiony w 1906 r. tuż przy plaży, zaraz za wydmą. Właścicielem był Franz Ruth. Jego inicjały widać na starych pocztówkach w szczytowej części budynku. Franz był chyba dobrym człowiekiem, bo mimo że sam w czasie I wojny światowej dostał powołanie na front, nie przeszkodziło mu to pomóc w 1917 r. w ucieczce trzem rosyjskim jeńcom zesłanym do Bauerhufen na roboty przymusowe w jednym z gospodarstw rolnych. Zginął wraz z synem Fritzem 26 kwietnia 1926 r. w katastrofie morskiej. Utonęli próbując wyciągnąć sieci na wzbierającym morzu. Franz miał 67 lat, Fritz - 37.
Strandschloss, Zamek na Plaży, przetrwał obie wojny w nienaruszonym stanie, ze wszystkimi ozdobnymi detalami. Gdy Bauerhufen stało się polskimi Chłopami, jak wiele innych poniemieckich pensjonatów trafił we władanie Funduszu Wczasów Pracowniczych jako ośrodek wypoczynkowy Odra 1. Co ciekawe, na pocztówce z tamtego okresu (prawdopodobnie lata sześćdziesiąte XX w.) widać jeszcze oryginalne secesyjne półokrągłe okno, które w czasie któregoś z późniejszych remontów musiało zostać wymienione na nowocześniejsze.
Nie wiem, w którym roku ośrodek został sprywatyzowany, ale od co najmniej 2011 do 2020 r. w budynku działała Villa Astoria o okropnej różowej elewacji.
W 2022 r. gmach przeszedł gruntowny remont. Fasada zyskała elegancki, szary kolor, zaś nazwę zmieniono na Zamek na Piasku. Początkowo wydawała mi się nieco pretensjonalna, ale wcale nie jest przesadzona, bo przecież nawiązuje do historii tego miejsca, zaś budynek stoi niemal na samej plaży i ma nawet prywatne zejście nad morze. Obiekt jest całoroczny.
Wnętrza Zamku na Piasku urządzone są nowocześnie i niezwykle gustownie. Dominują kolory kojarzące się z morzem, czyli biel i granat. Zarówno w pokojach, jak i na korytarzach ściany zdobią fototapety przedstawiające Zamek z początku XX w. oraz motywy marynistyczne, a także czarno-białe zdjęcia. Pod oknami ustawiono modele żaglowców, zaś numery pokojów znajdują się na... wiosłach zawieszonych obok drzwi.
Pokoje (łącznie jest ich 21: dwu-, trzy- i czteroosobowe) są komfortowe, wyposażone w bardzo wygodne łóżka, biurko, telewizor oraz w lodówkę, czajnik elektryczny z kawą i herbatą, kosmetyki w łazience oraz suszarkę do włosów. Niestety nie ma suszarek na bieliznę, ani żadnego pomieszczenia typu suszarnia, a tylko jeden z pokoi posiada balkon, więc rozwieszenie strojów kąpielowych i ręczników po plażowaniu wymaga pewnej logistycznej gimnastyki. Na szczęście są kaloryfery i dość szeroki parapet, więc ostatecznie da się tam upchnąć mokre rzeczy.
Nieco zastrzeżeń mam jedynie do obsługi. Nie wiem, jak często sprzątane są pokoje, ale gdy po trzech dniach nikt się nie pojawił, chociażby po to, żeby zabrać śmieci, wywiesiłam na klamce zawieszkę z prośbą o sprzątnięcie, która również nie przyniosła rezultatu. Pomogła dopiero interwencja w recepcji, dokąd poszłam zapytać o śmietnik.
W cenie noclegu są przepyszne śniadania serwowane w formie bufetu szwedzkiego w restauracji urządzonej w miejscu dawnej stylowej altany, niestety dość krótko, bo tylko w godz. 8:00-10:00. Wybór dań jest spory i właściwie codziennie są inne potrawy, na czele z rybami, które dostarcza Przystań Rybacka Chłopy (można skosztować m.in. paprykarza, ryb wędzonych, różnych rodzajów śledzi, pulpetów z dorsza i ikry z dorsza). Wśród wędlin również można znaleźć regionalizmy jak dwa rodzaje metki. Oprócz tego są oczywiście sery, pasty kanapkowe, płatki na mleku, jogurty, sałatki, warzywa i owoce oraz dobre ciasta, czasami pojawiają się zimne nóżki i smalec. Na ciepło podawane są tylko dwa dania w podgrzewaczach - codziennie jajecznica i jakiś rodzaj kiełbasek (biała, parówki, smażona z cebulką) lub kaszanka. To, co mnie zaskoczyło, to... brak ekspresu do kawy! Kawę (mieloną lub rozpuszczalną) oraz herbatę zalewa się wrzątkiem.
W sezonie letnim działa bar na świeżym powietrzu, a w nim mnóstwo automatów typu cymbergaje, bokserzy, czy bujane zwierzęta na monety dla najmłodszych. Codziennie od godz. 17:00 do 22:00 (w piątki i soboty do 23:00) odbywa się dyskoteka. Z jednej strony można nieco poczuć klimat wakacji all inclusive i sama kilka razy weszłam na parkiet, jednak na dłuższą metę jest to bardzo męczące, szczególnie, jeśli ma się pokój z oknami nad stanowiskiem DJ-a. W tym czasie praktycznie nie można otworzyć okna, bo muzyka zagłusza wszystko inne. Jest to o tyle uciążliwe, że pokoje nie mają klimatyzacji, więc wietrzyć trzeba prawie non stop.
Duży plus za to za niewielką strefę wellness. Goście mogą korzystać z sezonowego basenu w ogrodzie oraz całorocznego jacuzzi na tarasie z widokiem na morze. Do dyspozycji są również rowery, więc dość sprawnie, ścieżkami rowerowymi, można się dostać do Sarbinowa (ok. 2 km) i Mielna (ok. 4,5 km).
Zwierzęta nie są akceptowane.
Mimo tych drobnych niedogodności Zamek na Piasku okazał się jednym z fajniejszych miejsc, w jakich spędziłam wakacje. Aż trudno uwierzyć, że przyjmuje letników od niemal 120 lat! Chciałabym przyjechać tu kiedyś zimą, gdy z ulic Chłopów zniknie ta cała tandeta i ucichną dźwięki disco polo. Poza tym to właśnie wtedy najbardziej cieszy gorąca woda jacuzzi, a drzewa pozbawione liści pozwalają głębiej wejrzeć w morską toń widoczną z tarasu.