środa, 5 sierpnia 2015

Korfu: Stara Perithia - wioska zagubiona w górach

Droga przez kilkanaście kilometrów wije się górskimi zboczami, czasem ostro pnie się w górę, czasem zakręca pod kątem ostrym. Wjeżdżamy powoli, gdy nagle na horyzoncie pojawia się mały parking, a naprzeciwko kościół w kolorze majtkowego różu. To Stara Perithia - ponoć najstarsza wioska na Korfu. Zachowane zabudowania datowane są na XIV w., tymczasem kamienne domy wyglądają, jakby porzucono je nie więcej niż 100 lat temu. Większość jest opuszczona i w dość kiepskim stanie, ale trzy kościoły (dawniej w wiosce było osiem świątyń, ja doliczyłam się pięciu) i niektóre budynki wyglądają całkiem przyzwoicie, a część dopiero poddawana jest renowacji.







W okresie świetności wioskę zamieszkiwało około 1200 osób. Była najbogatszą wsią na wyspie. Znajdowały się w niej gaje oliwne i hodowano owce. Stara Perithia leży na północnych zboczach góry Pantokrator - najwyższego szczytu Korfu. To doskonałe miejsce, by uchronić się przed atakami piratów. Dobry piechur, szczególnie miejscowy, znający górskie ścieżki, w ciągu godziny, góra dwóch jest w stanie dostać się na szczyt, skąd doskonale widać zarówno morze, jak i miasto Korfu, stolicę wyspy, którą w razie czego łatwo było powiadomić o zbliżającym się niebezpieczeństwie.

Górujący nad Starą Perithą Pantokrator, na którym znajduje się masz telekomunikacyjny








Wydawać by się mogło, że to miejsce swoje lata świetności ma już dawno za sobą. Ale dzięki turystyce zyskało nowe życie. Malownicze położenie i aura tajemniczości przyciągają do wioski miłośników spacerów po miejscach z przeszłością, w których praktycznie zatrzymał się czas. Brukowane ulice raz opadają w dół, w dolinę, raz pną się do góry. Na obrzeżach wioski, nieco wyżej, znajduje się pasieka. To jeden z nielicznych wciąż zamieszkanych domów w Starej Perithii. Spory słoik miodu wielokwiatowego kosztuje 15 euro, ale warto kupić, bo miód jest pyszny. Słońce niemiłosiernie nagrzewa kamienie, z których zbudowane są domy. Cienia jest niewiele, więc w letnie dni upał jest niemal nie do wytrzymania.











Ochłody najlepiej szukać w jednej z czterech rodzinnych tawern. Jak na prawie wymarłą osadę, to całkiem sporo. Stoliki ustawione są na tarasach, w cieniu winorośli. Gdy odwiedziliśmy Starą Perithię pierwszy raz, byliśmy już po obiedzie. Za drugim razem skusiliśmy się na sałatki i pyszną domową szarlotkę, którą upiekła pani prowadząca tawernę wraz z mężem i synem obsługującym gości. Jest też hotel - The Merchant's House. Znajduje się w odrestaurowanym domu, częściowo kamiennym, częściowo otynkowanym i pomalowanym na różowo. Dookoła rosną kwiaty. Być może właśnie tak kiedyś wyglądała cała Stara Perithia.







Z wioski prowadzi szlak na Pantokrator. To doskonałe miejsce, by zostawić samochód i wybrać się na górską wędrówkę. O tym jednak już następnym razem.

Przy opracowywaniu tekstu korzystałam ze strony: www.old-perithia.com.

2 komentarze: