Droga przez kilkanaście kilometrów wije się górskimi zboczami, czasem ostro pnie się w górę, czasem zakręca pod kątem ostrym. Wjeżdżamy powoli, gdy nagle na horyzoncie pojawia się mały parking, a naprzeciwko kościół w kolorze majtkowego różu. To Stara Perithia - ponoć najstarsza wioska na Korfu. Zachowane zabudowania datowane są na XIV w., tymczasem kamienne domy wyglądają, jakby porzucono je nie więcej niż 100 lat temu. Większość jest opuszczona i w dość kiepskim stanie, ale trzy kościoły (dawniej w wiosce było osiem świątyń, ja doliczyłam się pięciu) i niektóre budynki wyglądają całkiem przyzwoicie, a część dopiero poddawana jest renowacji.
W okresie świetności wioskę zamieszkiwało około 1200 osób. Była najbogatszą wsią na wyspie. Znajdowały się w niej gaje oliwne i hodowano owce. Stara Perithia leży na północnych zboczach góry Pantokrator - najwyższego szczytu Korfu. To doskonałe miejsce, by uchronić się przed atakami piratów. Dobry piechur, szczególnie miejscowy, znający górskie ścieżki, w ciągu godziny, góra dwóch jest w stanie dostać się na szczyt, skąd doskonale widać zarówno morze, jak i miasto Korfu, stolicę wyspy, którą w razie czego łatwo było powiadomić o zbliżającym się niebezpieczeństwie.
Górujący nad Starą Perithą Pantokrator, na którym znajduje się masz telekomunikacyjny |
Wydawać by się mogło, że to miejsce swoje lata świetności ma już dawno za sobą. Ale dzięki turystyce zyskało nowe życie. Malownicze położenie i aura tajemniczości przyciągają do wioski miłośników spacerów po miejscach z przeszłością, w których praktycznie zatrzymał się czas. Brukowane ulice raz opadają w dół, w dolinę, raz pną się do góry. Na obrzeżach wioski, nieco wyżej, znajduje się pasieka. To jeden z nielicznych wciąż zamieszkanych domów w Starej Perithii. Spory słoik miodu wielokwiatowego kosztuje 15 euro, ale warto kupić, bo miód jest pyszny. Słońce niemiłosiernie nagrzewa kamienie, z których zbudowane są domy. Cienia jest niewiele, więc w letnie dni upał jest niemal nie do wytrzymania.
Ochłody najlepiej szukać w jednej z czterech rodzinnych tawern. Jak na prawie wymarłą osadę, to całkiem sporo. Stoliki ustawione są na tarasach, w cieniu winorośli. Gdy odwiedziliśmy Starą Perithię pierwszy raz, byliśmy już po obiedzie. Za drugim razem skusiliśmy się na sałatki i pyszną domową szarlotkę, którą upiekła pani prowadząca tawernę wraz z mężem i synem obsługującym gości. Jest też hotel - The Merchant's House. Znajduje się w odrestaurowanym domu, częściowo kamiennym, częściowo otynkowanym i pomalowanym na różowo. Dookoła rosną kwiaty. Być może właśnie tak kiedyś wyglądała cała Stara Perithia.
Z wioski prowadzi szlak na Pantokrator. To doskonałe miejsce, by zostawić samochód i wybrać się na górską wędrówkę. O tym jednak już następnym razem.
Przy opracowywaniu tekstu korzystałam ze strony: www.old-perithia.com.
Przy opracowywaniu tekstu korzystałam ze strony: www.old-perithia.com.
przepiękne zdjęcia ,świetna opowieść .
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuń