piątek, 8 grudnia 2017

Dodona. Polski akcent w greckiej archeologii

Starsze panie z włoskiej wycieczki, która chwilę wcześniej wysypała się z klimatyzowanego autokaru, z trudem łapały oddechy machając kolorowymi wachlarzami. Niektóre miały parasolki. Patrzyłam na nie z zazdrością, bo żar lał się z nieba niemiłosiernie, a nieliczne drzewa rosnące pomiędzy starożytnymi ruinami nie zapewniały zbyt wiele cienia.



Nie przepadam za stanowiskami archeologicznymi, a jednak coś ciągnie mnie w miejsca kultu starożytnych bogów. Dla mnie, wychowanej w religii monoteistycznej, wierzenia w wielu bogów są nie do ogarnięcia umysłem. Próbuję więc sobie wyobrazić jak to działało tysiące lat temu, tysiące lat przed narodzeniem Chrystusa.



Dodonę chciałam odwiedzić jednak nie tylko ze względu na to, że jest to jeden z niewielu zachowanych ośrodków, gdzie czczono Zeusa, ale także dlatego, że do odkrycia sanktuarium przyczynił się Polak, Zygmunt Mineyko.  

Mineyko był arystokratą, oficerem wojska, powstańcem styczniowym, inżynierem. Urodził się na terenie dzisiejszej Białorusi. Władał biegle siedmioma językami. W czasie powstania został aresztowany i jako oficer skazany na karę śmierci. Dzięki łapówkom udało mu się doprowadzić do zmiany wyroku na 12 lat ciężkich robót na Syberii. Podczas mozolnej wędrówki na daleką północ wśród towarzyszy niedoli poznał żołnierzy francuskich, którzy także walczyli w powstaniu. W 1865 r. Mineyce pod fałszywym nazwiskiem udało się uciec z syberyjskiego wygnania i przedostać do Francji. Tam przekazał Napoleonowi Bonaparte informację o więzionych na Syberii Francuzach, ten zaś temat ten poruszył dwa lata później podczas wizyty cara Aleksandra II nad Sekwaną. Wojskowi zostali uwolnieni, a Mineyko dostał od rządu francuskiego stypendium w Akademii Sztabu Generalnego w Paryżu, gdzie skończył studia na wydziale inżynierii lądowej i wodnej. Wkrótce potem dostał propozycję zatrudnienia przy budowie linii kolejowych, mostów i kanałów m.in. na terenie Bułgarii, w tamtych czasach wchodzącej w skład Imperium Osmańskiego.

Po trzech latach władze tureckie mianowały Mineykę naczelnym inżynierem prowincji Epiru i Tesalii (Grecja wówczas także pozostawała pod władaniem Turków). Gdy w 1875 r. grecki bankier i polityk Konstantinos Karapanos postanowił sfinansować przeprowadzenie badań archeologicznych w Dodonie, kierownictwo wyprawy powierzył właśnie Mineyce. Trzy lata później Polakowi udało się dokonać sensacyjnego odkrycia i odsłonić ruiny miasta ze świątynią Zeusa, dużym teatrem oraz wieloma budynkami, głównie o przeznaczeniu sakralnym.



Dodona zyskała sławę jako miejsce kultu Zeusa oraz jego małżonki Dione (nazywanej także Dione z Dodony), jednak znana była również ze słynnej wyroczni, uznawanej za najstarszą w Grecji, starszą nawet od delfickiej. Z jej powstaniem związany jest mit. Otóż z Teb w Egipcie wyleciały dwa czarne gołębie. Jeden z nich wylądował w Libii, gdzie później wzniesiono świątynię Zeusa-Ammona, drugi zaś dotarł do Dodony, gdzie usiadł na dębie, świętym drzewie Zeusa i przemówił ludzkim głosem, wskazując miejsce, w którym miała być zbudowana wyrocznia. Sanktuarium wzniesiono więc w dębowym gaju, zaś kapłani czytali wolę Zeusa z szelestu liści świętego dębu, lotu gniazdujących na nim ptaków, czy wreszcie z dźwięku poruszanych przez wiatr brązowych mis ustawionych wokół drzewa.

Tyle mit. Badania archeologiczne z kolei wskazują na istniejący w tym miejscu kult Gai, Matki Ziemi, który następnie przerodził się w kult Zeusa. Zgodnie z lokalną tradycją, Zeus Naios był czczony razem ze swoją żoną Dione.

Choć Dodona była nie mniej znana od Delf, czy Olimpii, to jednak pozostawała z dala od głównych szlaków handlowych i centrum Grecji, toteż nie rozbudowała się tak bardzo jak inne ówczesne sanktuaria. Swój największy rozwój osiągnęła w IV-III w. p.n.e. Wówczas wzniesiono większość budynków, których ruiny można oglądać do dziś.

Miasto w 219 r. p.n.e. zostało zniszczone przez Etolczyków, a po jego odbudowie ponownie zniszczone przez Rzymian. Pojawienie się na tych terenach chrześcijaństwa powoli wypierało dotychczasowe wierzenia, zaś w miejscach kultu starożytnych bóstw wznoszono świątynie wczesnochrześcijańskie. Wówczas wycięto także święty dąb. Dziś w prawdopodobnym miejscu tamtego drzewa posadzono nowe, by oddać ducha tamtych czasów.

Samo stanowisko nie jest zbyt imponujące. W najlepszym stanie zachował się okazały teatr, do dziś wykorzystywany zgodnie z przeznaczeniem.




Jednak najważniejszym fragmentem kompleksu jest bez wątpienia Hiera Oikia, czyli miejsce kultu Zeusa, a właściwie to, co dotrwało do naszych czasów. Ponad starożytnymi kamieniami wznosi się soczyście zielony dąb, posadzony współcześnie i dziś służący głównie turystom jako schronienie przed palącymi promieniami słońca, bo tu, w górach, z dala od dużych akwenów wodnych, upał doskwiera latem o wiele bardziej niż na wybrzeżu.






Zachowały się też fragmenty świątyń innych czczonych tu bogów, m.in. Dione, żony Zeusa, Herkulesa, czy Afrodyty, a także stadion oraz górujący ponad stanowiskiem akropol, jednak zachowany jedynie we fragmentach.






Gdy po odkryciu wyroczni w XIX w. o wykopaliskach zrobiło się głośno, Karapanos sukces przypisał wyłącznie sobie zawiadamiając o tym m.in. Akademię Francuską. Do dziś o udziale Mineyki w całym przedsięwzięciu greckie źródła praktycznie milczą. Prawdopodobnie dlatego, że był też... dziadkiem lewicowego polityka, byłego premiera, Andreasa Papandreu. W 1880 r. Mineyko ożenił się z Persefoną (Prozepiną) Manaris – córką dyrektora liceum w Ioanninie. Mieli siódemkę dzieci. Jedna z córek, Zofia (Sophia), wyszła za mąż za Jorgosa Papandreu, także premiera Grecji. Rządy syna, Andreasa, dość dobrze jeszcze pamiętam. Oprócz tego, że piastował urząd premiera, był także założycielem Panhelleńskiego Ruchu Socjalistycznego (PASOK). Gdy później i jego syn, Jorgos, jako trzeci w rodzinie także został premierem, zarzucono mu, że jego pradziad, Zygmunt Mineyko, ukradł z Dodony monety znalezione podczas wykopalisk. Rzeczone monety miały posłużyć jako potwierdzenie negowanego przez Karapanosa udziału Mineyki w odkryciu Dodony. Polski naukowiec wysłał je w tym celu do Francji.*

Czy warto zwiedzić Dodonę? Samo stanowisko nie zrobiło na mnie szczególnego wrażenia, zwłaszcza, że wstęp dla osoby dorosłej to koszt 6 euro. Jednak z punktu widzenia wagi wyroczni dla starożytnych Greków oraz przez wzgląd na zaangażowanie polskiego naukowca o tak ciekawym życiorysie i potomkach, którzy mieli wpływ na politykę nowożytnej Grecji, warto. Warto także zobaczyć na własne oczy imponujący teatr, który jest jednym z najlepiej zachowanych w całej Grecji i wciąż jest wykorzystywany do kulturalnej działalności.







To nie jedyne stanowisko archeologiczne, które odwiedziłam w czasie tegorocznej podróży po Bałkanach. Następne, z imponującymi mozaikami, pokażę już w następnym wpisie!

* D. Sturis "Grecja. Gorzkie Pomarańcze", wyd. Wydawnictwo W.A.B, 2013, rozdział 18

2 komentarze:

  1. Wielki ból, że nigdy nie założono polskiej szkoły w Atenach. Jesteśmy na prawdę dobrzy w archeoklocki, a możemy tylko gościć w innych misjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie niestety jest greckie prawo. Mój ojciec chrzestny, archeolog, też zawsze nad tym bolał, choć sam zajmował się naszym rodzimym podwórkiem.

      Usuń