sobota, 5 września 2015

Korfu: Paleokastritsa

Paleokastritsa leży po przeciwnej niż Kassiopi stronie Korfu. I po drugiej stronie gór. Gdy w zeszłym roku byłam na Thassos, wyspę można było objechać tylko dookoła. Żadna z dróg jej nie przecinała. Na Korfu jest inaczej. Dobre drogi prowadzą także z północy i wschodu na zachód wyspy - przez góry. Jest szeroko i bezpiecznie, choć zakręty są czasem dość ostre. W najwyższych punktach można spojrzeć z góry na pozostawione w dolinach wioski. Najbardziej malowniczy jest ostatni fragment trasy widącej z Kassiopi do Paleokastritsy. Droga zwęża się w miejscowości Lakones. Kolorowe domki stoją jeden obok drugiego przy samej drodze. Aby usprawnić przejazd przez miasteczko, wprowadzono ruch wahadłowy i zamontowano światła. Gdy kończą się zabudowania wioski, z góry jak na dłoni widać całą Paleokastritsę. Widok jest przepiękny. Nic dziwnego, że powstało tam kilka restauracji. Jest także punkt widokowy, do którego turystów przywożą autokary.

Lakones - widok z Paleokastritsy, spod klasztoru Theotoku

Lakones

Droga przez Lakones

Widok z Lakones na Paleokastritsę

Widok z Lakones na Paleokastritsę

Paleokastritsa jest jedną z najładniejszych miejscowości na Korfu. Góry schodzą tu do samej lazurowej wody. W okolicy znajdują się wypełnione wodą groty, do których można dopłynąć turystycznymi łódkami. W otoczonych skałami zatokach mieszczą się plaże ze złocistym piskiem, niektóre nazywane rajskimi, inne zaliczane do najpiękniejszych w całej Grecji. Miejscowość jest rozłożysta i zajmuje kilka wcinających się w morze półwyspów, co szczególnie dobrze widać z góry, z punktów widokowych. Jest niestety dość tłoczno, bo oprócz turystów spędzających tu wakacje, co chwilę podjeżdżają autokary z tymi, którzy zatrzymali się w innych częściach wyspy i przyjechali tylko na wycieczkę, bo Paleokastritsa to kolejny punkt must see na Korfu. Szczególnie warto wybrać się tam 16 sierpnia, kiedy odbywa się Festiwal Varkarola poświęcony Św. Siprydionowi, który według tutejszych wierzeń ocalił wyspę w 1716 r. przed najazdem Turków. Odbywa się wówczas widowiskowe przedstawienie - inscenizacja morskiej bitwy, któremu towarzyszą tańce, śpiew i pokazy sztucznych ogni. My niestety byliśmy na początku lipca.





Zdecydowanie najciekawszym miejscem jest monastyr Theotoku położony na najbardziej wysuniętym na wschód wzgórzu. Ponoć wzniesiony został w XII w., jednak jego obecne zabudowania datuje się na XVIII w. Warto się tam wybrać nie tylko by zobaczyć kościół klasztorny z ciekawym ikonostasem oraz muzeum ikon, ale by nacieszyć oczy kolorami. Jest to bowiem niezwykle barwne miejsce. Fioletowe i różowe krzewy, te najbardziej charakterystyczne dla całej Grecji, rosną na każdym skrawku ziemi. Dodatkowo kwiaty stoją w donicach. W ich cieniu leniwie wylegują się koty. W klasztorze znajduje się także wciąż działająca tłocznia oliwy. Zaopatrzyłam się w butelkę, a także w dwie butelki klasztornego wina. Choć zazwyczaj jestem sceptycznie nastawiona do takich trunków, to muszę przyznać, że to było wyśmienite i smakowało jak domowe. Mimo przetaczających się przez klasztorne zabudowania turystów, miejsce to otacza jakiś taki kojący spokój, w przeciwieństwie do gwarnego miasteczka, które leży u jego podnóży.



















2 komentarze:

  1. Mam tę samą kłódkę na zdjęciu :D Taka ładna była :D

    OdpowiedzUsuń